
Na początku 2016 roku świat obiegła elektryzująca wiadomość : do Guns N’ Roses wracają Slash i Duff McKagan! Zaraz potem ogłoszony został występ GNR na festiwalu Coachella i trasa po Stanach Zjednoczonych.
Fani w Europie wstrzymali oddech i rozpoczęli oczekiwania na część trasy po Starym Kontynencie. Gdy wszystko zostało już ujawnione okazało się, że w Polsce legendarni Gunsi zagrają 20 czerwca na Stadionie Energa w Gdańsku.
Sporo kontrowersji wzbudził wybór supportów – Killing Joke i Virgin. Doda, wokalista Virgin, znana jest ze swojego zafascynowania muzyką rockową i miała przyjemność wystąpić ze Slashem podczas jego solowego koncertu w Łodzi wykonując wspólnie gunsowe „Sweet Child O’Mine”. Tym razem przypadło jej w udziale rozgrzanie publiki przed gwiazdą wieczoru. Występ kapeli zakończył się jednak zanim stadion zapełnił się w połowie.
Killing Joke wypadli poprawnie, a publika zaczęła powoli się rozkręcać. Ze sceny popłynęły ich największe przeboje: „Eighties”, „The Wait” czy „Love Like Blood”. Nie był to jednak dobrze nagłośniony koncert, brzmienie zespołu wypadło płasko, bez smaczków i atrakcyjności. Z relacji innych osób wiem, że dzień wcześniej Killing Joke zaliczyli bardzo dobry występ w Warszawie, tym razem w klubowym środowisku.
Z niewiarygodną punktualności – tylko 10 minut spóźnienia – na scenę wkroczyli Guns N’ Roses. „It’s So Easy” i „Mr. Brownstone” zostały jednak zmasakrowane przez akustykę stadionu (cóż, takie obiekty mają swoje minusy). Dalej było już lepiej: na „Welcome To The Jungle” na płycie zaczęło się szaleństwo, wstali także ludzie na trybunach. Kłębowisko ciał pod sceną przerwał Axl, który kazał wszystkich zrobić „3 kroki do tyłu”, aby rozładować napierający tłum. Na dobre zespół rozkręcił się przy „Estranged”, „Live And Let Die” (z repertuaru Wings) oraz Rocket Queen. Pełniący rolę front mana Axl był w doskonałym humorze: uśmiechał się i odmachiwał fanom. Cieszy mnie to, gdyż jeszcze kilka lat temu na jego głowę wylewano wiadra pomyj. I chociaż GNR nie należą do moich ulubionych zespołów, to jednak dobrze widzieć było, że maszyna dalej prze do przodu. Potwierdzili to przejmującymi wykonaniami „Civil War”, „Sweet Child O’Mine” i „November Rain” (Axl na fortepianie!). Slash, jak na wirtuoza gitary przystało, dał prawie 10minutowy popis podczas odegrania utworu muzycznego z filmu „Ojciec Chrzestny”.
Gunsi zagrali także kilka innych coverów: „Wish You Were Here” Floydów wraz z gitarowym pojedynkiem, „The Seeker” The Who i „Black Hole Sun” poświęcone zmarłemu Chrisowi Cornellowi (podczas tego utworu fani zorganizowali akcję i wyciągnęli telefonu komórkowe z włączonymi latarkami oraz zapalniczki). Na bis zaskoczenie: rzadko grane „Patience” i monstrualna wersja „Paradise City” wraz z dodatkiem pirotechniki.
Koncert legendy trwał 3 godziny! Teraz pozostaje czekać na kolejną trasę i kolejną wizytę w Polsce. Wszak pokazaliśmy, że ich uwielbiamy!