Jak „Uzek” buduje polską scenę muzyczną

Jak „Uzek” buduje polską scenę muzyczną

Kim jest człowiek, który odkrył Myslovitz, Monikę Brodkę, Cool Kids of Death czy Korteza, Marylę Rodowicz przekonał do swojej wyższości, a Krzysztofa Krawczyka przywrócił do artystycznego życia?

Bez niego polska scena muzyczna wyglądałaby zupełnie inaczej i na pewno byłaby o wiele uboższa.

Paweł „Uzek” Jóźwicki, dziś znany producent muzyczny, współwłaściciel wytwórni Jazzboy, karierę zawodową zaczynał w fabryce półprzewodników na Służewcu, ale po zmianie systemu został z niej zwolniony. Później pracował w pirackiej wytwórni kaset, następnie został dziennikarzem muzycznym, a pod koniec lat 90. trafił do koncernu BMG, gdzie został nawet A&R, czyli dyrektorem artystycznym i repertuarowym.

Już wtedy błysnął intuicją, odkrywając i promując Myslovitz (nazwa grupy to zresztą jego pomysł). Widział w nich potencjał, pomimo że w branży nie widział go chyba nikt inny. Debiutancka płyta „Myslovitz” bardzo długo się wydawcy nie zwracała, kolejne dwie również nie podbiły rynku. Przełomu dokonała dopiero „Miłość w czasach popkultury" z 1999 r, których sukces był ogromny – od razu podwójna platyna.

Scena dla alternatywy
W 2001 r. Jóźwicki został szefem, dziś już legendarnej, wytwórni Sissy Records, która w praktyce była oddziałem BMG specjalizującym się w muzyce alternatywnej, co miało poprawiać wizerunek wielkiego koncernu. Pod tym szyldem „Uzek” mógł wydawać płyty, o których było wiadomo, że nie będą komercyjnymi mega hitami. Warunek był jeden – BMG miała do tego nie dopłacać. To się udawało. Spod ręki Jóźwickiego wyszli Andrzej Smolik, Cool Kids of Death, Futro, Homosapiens, Lenny Valentino, Novika, Old Time Radio czy Ścianka. Uzek był producentem m.in. pierwszej płyty Cool Kids of Death, przez wielu uznawanej za najgłośniejszy debiut polskiego rocka początku XXI wieku. Wspomina, że „Koolkidsi” byli wtedy samograjem, wystarczyło pozwolić im grać i być sobą.
Jako szef Sissy Records poznał też Anię Dąbrowską. Biljana Bakić, wówczas szefowa BMG, pokazała mu jej występ w „Idolu”. – Śpiewa dziewczyna w kiepskiej sukience, a ja siedzę przed telewizorem i czuję, jak mi po plecach płynie rzeka potu – opowiadał „Uzek” w internetowym programie „Z tymi co się znają”.

Ze względów budżetowych jej debiutancki album powstawał w trochę chałupniczych warunkach, choć z udziałem fachowców. Andrzej Smolik uczył wokalistkę podstaw edycji dźwiękowej, a producentem płyty był Bogdan Kondracki. Sukces tego albumu zaskoczył Jóźwickiego – spodziewał się co najwyżej 10 tys. sprzedanych egzemplarzy, tymczasem krążek szybko stał się złoty, a dziś ma już status platynowego.

Jóźwicki został menadżerem, producentem i partnerem życiowym Ani Dąbrowskiej (mają dwoje dzieci, choć nie są już razem).

Gdy ani Krawczyk, ani Kortez nie znaczyli nic
W 2004 r. Jóźwicki odszedł z BMG po połączeniu tej wytwórni z Sony, To był też koniec Sissy Records. Niedługo później, wraz z Bogdanem Kondrackim i Biljaną Bakić, założył wytwórnię Jazzboy. Już w jej ramach współpracował m.in. z Dodą, Edytą Górniak, Anią Wyszkoni, Feel, Patrycją Markowską, Justyną Steczkowską czy Moniką Brodką. „Uzek” był też producentem wykonawczym albumu „Kochać” Maryli Rodowicz. Przebieg tej współpracy bardzo dużo mówi o Jóźwickim. Niezwykłe jest to, że potrafił przekonać wokalistkę, że to on jest guru i to on, w duecie z Bogdanem Kondrackim, będzie decydował o wszystkim – od repertuaru, po brzmienie gitar i chórki. To był strzał w dziesiątkę – w 2006 r. płyta zyskała status platynowej.

Natomiast jednym z jego ostatnich muzycznych odkryć jest Kortez. Wyłowił go z niebytu podczas precastingu do „Must Be the Music. Tylko muzyka”, którego muzyk zresztą nie przeszedł. – Zaintrygował mnie ten człowiek, wyglądający jak hiphopowiec z gitarą. Kompozycyjnie była to niezbyt współczesna piosenka, jakbym się przeniósł w czasie w dolinę Missisipi. Nawet nie wierzyłem, że to jest jego numer, to po prostu było za dobre – mówi Paweł Jóźwicki.

I dodaje, że początkowo nic nie zapowiadało, że Kortez tak szybko znajdzie tak duże grono fanów. – Nawet jeżeli coś takiego ci się trafia i ty to zauważysz, nie oznacza to, że coś z tego wyniknie. Do tego potrzebne jest dużo szczęścia. Udaje się co 10 czy 20 razy. Pierwsza płyta Korteza powstawała bardzo długo i to był trudny moment dla niego, pracował jeszcze dorywczo na budowach. Bardziej robiliśmy tę płytę po to, żeby te dwie czy trzy osoby z wytwórni mogły wieczorem jej posłuchać i się powzruszać. Nie nastawialiśmy się na to, że to się tak sprzeda. A tu okazało się, że jeszcze 200 tys. osób też chce tego słuchać.

Dziś pod opieką Jazzboya są m.in. Sonbird, Straight Jack Cat, Kaśka Sochacka, Max Fiszer czy Panieneczki. Ale wyławianie talentów to niejedyna specjalność „Uzka”. Druga to przywracanie do artystycznego życia talentów dobrze znanych. Dowodem na to jest jego pomysł na wspólną płytę Krzysztofa Krawczyka z Andrzejem Smolikiem, która okazała się rynkowym przebojem.

– Po powrocie z USA Krzysztof Krawczyk nie znaczył nic. Ale to jeden z ostatnich żyjących wokalistów, którzy potrafią i mają czym śpiewać. Można go lubić lub nie, ale to przede wszystkim prawdziwa, bardzo wiarygodna postać – zaznacza w rozmowie z Marcinem Prokopem Paweł Jóźwicki.

Sekrety „Uzka”
Na czym polega jego umiejętność wyławiania nowych talentów? Czy to po prostu intuicja, doświadczenie czy chodzi jeszcze o coś innego?
– Zdałem sobie sprawę, że piosenki składają się głównie z wokalistów. Nie wystarcza wspaniała piosenka, potrzebny jest ktoś, kto stoi z przodu i ją naprawdę śpiewa, a nie tylko zna nuty – wyjaśnia Paweł Jóźwicki.

W obszernym wywiadzie w programie „Z tymi co się znają” opowiada też m.in. o tym, kto powinien już przestać grać, czym właściwie zajmuje się producent wykonawczy oraz kiedy odkrył, że z koncertu po prostu można wyjść i co z tego wynika. Ten wywiad to też niepowtarzalna okazja, żeby poznać polską scenę muzyczną od kuchni i posłuchać kilku intrygujących, zakulisowych historii. 

Rozmowa z Pawłem Jóźwickim w programie  „Z tymi co się znają":

Komentarze: