Marek Dyjak: "Temperatura piosenki musi być taka sama, jak temperatura śpiewaka"

Marek Dyjak: "Temperatura piosenki musi być taka sama, jak temperatura śpiewaka"

Zapraszamy do lektury naszego wywiadu z Markiem Dyjakiem, poświęconemu wydanej 29 listopada 2019 roku płycie „Piękny Instalator”.

Rozmowę przeprowadził Sebastian Griszek.

SEBASTIAN GRISZEK: Pańska najnowsza płyta zatytułowana jest "Piękny Instalator". Jest to też tytuł piosenki, która otwiera ten album. Jej historia sięga roku 1995, kiedy to z tym utworem zdobył pan nagrodę na Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie. Dlaczego zdecydował się pan teraz wrócić do tej piosenki?

MAREK DYJAK: Wydawało mi się, że czas, w którym teraz żyjemy jest bardzo adekwatny do tego, o czym ta piosenka opowiada. Jest to taki rodzaj mojego portretu – mniej lub bardziej prawdziwego. Moim zdaniem człowiek zajmujący się śpiewem w pewnym sensie uprawia autoportreciarstwo. Utwór ten jest kolejną odsłoną mojego portretu.

Uznał pan, że właśnie teraz nadszedł czas dla tej piosenki?

Niewykluczone [śmiech].

Gościnnie w tej piosence występuje Vienio, ale to nie wszyscy goście jacy towarzyszą panu na płycie. Kompozycję zamykającą album wykonuje pan razem z Renatą Przemyk. Skąd pomysł na taką współpracę?

Renata jest moją koleżanką od długiego czasu. Zawsze mi się marzyło, żebyśmy wspólnie coś zrobili. Nadarzyła się okazja, zadzwoniłem do Renaty i mamy piosenkę.

A Vienio?

Vienio to przyjaciel, który często przytrafia się ludziom na płytach. Jest przyjacielem wielu projektów. U mnie też był takim przyjacielem projektu i zechciał zaśpiewać parę wersów ze mną.

Kiedy pan rozpoczął prace nad tą płytą?

Płytę nagrałem w miesiąc, łącznie z procesem komponowania. Muzykę pisał mój przyjaciel Marek Tarnowski. Niemniej jednak, ta płyta jest wynikiem przemyśleń, jakie miałem od dłuższego czasu.

Czyli faktyczne prace nad płytą były poprzedzone dłuższymi przygotowaniami?

Tak. Jak wykonywałem „Instalatora” w 1995 roku, byłem za młody na ten utwór. Znałem już wtedy podłe życie, ale jeszcze byłem za młody.

Album promuje singiel „Miriam”, który opowiada smutną miłosną historię. Kim jest Miriam?

Miriam jest pasażerką pociągu śmierci. Pociągu, który przewoził ludzi do obozów koncentracyjnych w czasie wojny. Miriam jest jedną z tych kobiet, które jechały takim pociągiem. Jest młodą mężatką.

Skąd pomysł, żeby poruszyć tak trudny i bolesny temat?

Wyobraziłem sobie tę historię, gdy tylko posłuchałem tego utworu. Doprowadziłem do spotkania poety Roberta Kasprzyckiego, Zygmunta Koniecznego i mojej skromnej osoby w Krakowie. I tam ustaliliśmy, że Robert napisze tekst do tej piosenki. Robertowi opowiedziałem, o czym chciałbym, żeby była to historia. Prosiłem Roberta przez rok, żeby to napisał – i w końcu się udało.

Temat holocaustu jest bardzo trudnym tematem.

Oczywiście, ale jest to temat cały czas obecny w naszym świecie. Świat jest wielki i mieści się w nim wiele zbrodni.

Historia nieszczęśliwej miłości przewija się przez całą płytę. Chociażby w piosence zatytułowanej „Bez”. W opisie do tej piosenki opowiada pan, że jest to piosenka o miłości, która kończy się śmiercią w rozumieniu tarotowym.

Śmierć w kartach Tarota oznacza zmianę.

Wierzy pan we wróżby?

Czasami... Zdarzyło mi się kilka takich historii w życiu, że wierzę w wiele więcej rzeczy, niż przeciętny człowiek. To dlatego, że mam takie przedziwne, przeróżne doświadczenia. Los każe mi wierzyć w cuda.

Teksty na płytę napisali tekściarze. Jak wygląda ta praca nad tekstami? Pan im opowiada historie, o których chciałby zaśpiewać?

W przypadku „Miriam” opowiedziałem taką historię. Rozmawialiśmy z Robertem o tym kamiennym niebie jakie jest nad miasteczkiem. To było żydowskie miasteczko. To działo się na oczach świata. Ktoś musiał o tym zaśpiewać.

Do piosenki „Miriam” powstał przejmujący teledysk. Może pan opowiedzieć o tym teledysku?

Sebastian Juszczyk to jest facet z którym bardzo często pracuję. Mój serdeczny przyjaciel. On zrobił ten klip. Jest to historia zrobiona bardzo teatralnie, pokazująca ludzi jadących w wagonie. Scenę tworzą ludzie wypełniający wagon. I to, co tam się dzieje samo przez się przemawia. Zachęcam do obejrzenia tego teledysku.

Chciałem też zapytać o okładkę płyty, która jest na pewno nierozłączną częścią każdego albumu. Nie jest to prosta w odbiorze okładka. Skąd pomysł na taki projekt graficzny?

Tak, jest to trudna okładka! Taki pomysł miał mój przyjaciel, który robi dla mnie okładki, Jarosław Koziara. Chodziło o to, żeby było wrażenie, że jest to wydrapane w murze starej kamienicy.

Czyli takie zapiski, które przeżywają swoich autorów?

Właśnie taki był cel.

Wspomniał pan o ważnych rzeczach. Na albumie jest piosenka o Warszawie, śpiewa pan też o mamie. Jak bardzo jest to osobista płyta?

Jest to bardzo osobista płyta! Wszystko co robię musi być osobiste. Inaczej nie jestem w stanie tego wykonać. W równaniu Dyjak i scena musi się wszystko zgadzać! Nie może być blagi. To wszystko, co jest wyśpiewane musi być prawdziwe i autentyczne.

Musi pan się utożsamiać w 100% z piosenką, którą wykonuje?

Oczywiście. To muszą być prawdziwe historie. Musi być tak, żebym myślał, tak jak czuję, i czuł, tak jak myślę.

Ale tutaj jest też trudna rola dla tekściarzy?

To prawda. Dlatego pracuję z niewielkim gronem tekściarzy. Temperatura piosenki musi być taka sama, jak temperatura śpiewaka.

Z wiadomych względów promocja płyty stanęła, ale jak się rysują plany, gdy już wrócimy do normalności?

Jestem teraz na granicy zwariowania, ponieważ jestem człowiekiem, który non stop się przemieszcza, a jestem od przeszło dwóch tygodnie zamknięty w domu. Dalsza promocja płyty i koncerty poprzenoszone są na jesień. Bardzo bym chciał, żeby ludzie tej płyty nie zapomnieli. Na albumie tym umieściłem kilka bardzo ciekawych i ważnych rzeczy, które mogą się przydać.

Bardzo dziękuję za rozmowę!

Dziękuję!

korekta: Mateusz M. Godoń

Komentarze: