Letters From Silence: "Oczywiście, że chcieliśmy i chcemy być jak najbardziej oryginalni, ale czy nam się to udało i nadal udaje - ciężko powiedzieć, bo oceny tego typu jednak zawsze należy zostawić słuchaczom."

Letters From Silence: "Oczywiście, że chcieliśmy i chcemy być jak najbardziej oryginalni, ale czy nam się to udało i nadal udaje - ciężko powiedzieć, bo oceny tego typu jednak zawsze należy zostawić słuchaczom."

Letters From Silence to warszawski projekt, który dał się poznać jako intrygujący folkowo-rockowy duet gitarowy w osobach Wawrzyńca Dąbrowskiego i Maćka Bąka. Po kilku latach przerwy, zespół w poszerzonym o sekcję rytmiczną składzie powrócił do koncertowej działalności na początku obecnego roku. Z tej okazji jego założyciele udzielili naszemu portalowi wywiadu, w którym opowiedzieli między innymi o swoich nietypowych inspiracjach, różnych drogach nabierania muzycznych doświadczeń i nowej płycie, której premiera ma nastąpić jeszcze w tym roku.

Mateusz M. Godoń, wyspa.fm: Na początek prosimy o kilka słów o waszym zespole i okolicznościach jego powstania.

Maciek Bąk: Generalnie, to poznaliśmy się z Wawrzyńcem przez wspólnych znajomych i tak od słowa do słowa okazało się, że obaj zajmujemy się muzyką. Jakoś na przełomie 2008 i 2009 roku, zimą, Wawrzyniec zadzwonił, żebym z nim zrobił parę takich akustyczno-elektrycznych numerów - w zamyśle miał to być początkowo projekt tworzony z wieloma gitarzystami, ale inni jakoś za dobrze na próbach się nie spisali lub szybko zrezygnowali. Skończyło się więc na tym, że stworzyliśmy ten zespół tylko we dwóch i od tamtego czasu działamy razem.

Wawrzyniec Dąbrowski: Warto nadmienić, że jak się spotkaliśmy, to byliśmy na podobnym etapie rozwoju muzycznego i mieliśmy podobne oczekiwania, co na pewno pomogło nam stworzyć zgrany zespół. Obaj chcieliśmy bardzo solidnie zrealizować ten projekt i byliśmy gotowi na ciężką pracę, co raczej nie jest normą, jeśli chodzi o rockandrollowy tryb życia...

A skąd wzięła się nazwa zespołu - tak enigmatyczna, intrygująca i zwyczajnie, zapadająca w pamięć?

Wawrzyniec: Nazwa powstała jeszcze tak naprawdę przed tym pierwszym spotkaniem z Maćkiem. Już kiedy zaczynałem pisać pierwsze numery przeznaczone dla tego projektu, miałem poczucie, że są to takie opowieści z momentów, kiedy jesteś naprawdę sam ze sobą i do głowy zewsząd przypływają różne myśli - takie swoiste "listy z ciszy". Niekoniecznie jest to faktycznie zrobione "na cicho", bo jednak trochę "łupnięcia" w tych utworach jest. Styl naszego brzmienia jest dosyć energetyczny, natomiast sam przekaz liryczny pochodzi z samotnych przemyśleń.

Do tej pory nagraliście jeden longplay i dwie EPki, z czego ostatnią dość dawno, bo w 2012 roku. Z czego wynikła tak długa, bo przecież aż 4-letnia, przerwa w waszej działalności?

Wawrzyniec: Z tego, że był to dla nas obu taki czas, kiedy chcieliśmy się zaangażować bardziej w nasze poboczne projekty, które uprzednio długo oczekiwały na swoją kolej - w przypadku Maćka są to The Lumberjack i Stardust Memories, zaś w moim - Henry David’s Gun, Nocny Supersam, Frozen Lakes. Stwierdziliśmy, że nie da się tego czasowo pogodzić i stąd ta przerwa. Jednak cały czas w tej przerwie powracało jak mantra jedno pytanie: "kiedy gramy?". Można powiedzieć, że mocno stęskniliśmy się za sobą! Jakoś w lutym zeszłego roku stwierdziliśmy, że nadszedł czas do działania.

Maciek: Chodziło też o to, żeby po prostu spróbować trochę innych rzeczy. W sumie, to można powiedzieć, że dobrze nam zrobiła ta przerwa, bo dzięki niej formuła naszego bandu została odświeżona - po pierwsze, zyskaliśmy nowe doświadczenia muzyczne i nauczyliśmy się pracować w zupełnie innych, niż dotąd okolicznościach, a po drugie - dzięki temu nie wracamy do tego, co już było, lecz definiujemy nasz zespół jakby trochę od nowa.

Jak mniemam, jednym z efektów zbierania przez was nowych muzycznych doświadczeń jest piosenka "Suitcase Home", która jest nagrana w dużo mroczniejszym klimacie, niż cała wasza poprzednia twórczość. Czy właśnie w tę stronę podążyła wasza muzyczna ewolucja - a co za tym idzie, czy podobny klimat będzie obecny na całej nowej płycie?

Wawrzyniec: Ja myślę, że mimo wszystko "Suitcase Home" nie jest piosenką reprezentatywną dla nowego materiału - to znaczy, będzie na nim sporo utworów mrocznych, ale też co najmniej równie dużo kawałków będzie w zupełnie innym klimacie. Myślę, że trzeba będzie po prostu zapoznać się z całą nową płytą, żeby usłyszeć wszystkie nowinki w naszych brzmieniach.

A kiedy planujecie wydać tą nową płytkę?

Maciek: Myślę, że początek lata - to jest taki nasz optymistyczny plan.

A skąd czerpiecie inspiracje muzyczne? Wydaje się, że szczególnie na polskiej scenie macie dość unikatowe brzmienie, więc nawet trudno was z kimś porównać...

Maciek: To zawsze jest takie pytanie, które sprawia mi problem - bo mogę powiedzieć, że inspirację czerpię "z sufitu", czyli z każdej muzyki, której samemu słucham - a słucham naprawdę wielu różnych rzeczy - ale też z rzeczy, które wpadają mi w ucho, gdy jestem w odwiedzinach u kogoś, na imprezie czy na koncercie. Różne elementy się składają na nasze brzmienie - do tej pory było tak bardziej folkowo, to było tak... zamaszyście przestrzenne - a teraz będzie trochę mocniej rockowo. Ale tak naprawdę jakbym miał wskazać swoje największe inspiracje, to powiedziałbym, że są to po prostu różnorodne emocje - bo wydaje mi się, że ideą tego zespołu jest przede wszystkim dawać pewien przekaz emocjonalny. I ma to być przekaz bardzo intensywny - w taki sposób, by ta muzyka nie była lekka i zwiewna w tym znaczeniu, że ot, tak sobie wchodzi do głowy i z niej wylatuje, ale żeby jednak pozostawał po niej jakiś ślad.

W: Dodałbym, że inspiracją dla nas jako twórców piosenek może być nie tylko muzyka - tą inspirację można czerpać także z filmów czy z książek. Mam wrażenie, że mnie do napisania tekstu bardziej niż muzyka innych artystów inspirują właśnie film i literatura - i one też zresztą narzucają styl muzyki, który do tego tekstu dobieram - czy to będzie ciężki kawałek, mocno energetyczny czy raczej lekki i subtelny.

To jakie filmy i książki lubisz najbardziej?

Wawrzyniec: Oj, to trudne pytanie! Na pewno bardzo lubię filmy Sofii Coppoli - jest w nich taka unikatowa samotność, niepokój. Ale gdybym miał opowiedzieć o wszystkich filmach i książkach, które lubię, to chyba do rana nie skończylibyśmy tego wywiadu... (śmiech).

A jak oceniacie swoje miejsce na polskim rynku muzycznym? Z waszej perspektywy jest dużo podobnych do was zespołów, czy jednak czujecie, że jesteście takim jedynym, oryginalnym w swoim rodzaju?

Wawrzyniec: Jasne, że tak! (śmiech). Oczywiście, że chcieliśmy i chcemy być jak najbardziej oryginalni, ale czy nam się to udało i nadal udaje - ciężko powiedzieć, bo oceny tego typu jednak zawsze należy zostawić słuchaczom. Wydaje mi się, że pewnego rodzaju fenomenem było to, że jako duet zaistnieliśmy na scenie Openera. To było naprawdę świetne przeżycie i ja się zupełnie tego nie spodziewałem, że dwóch gości z gitarą może się nie kojarzyć z czymś, co jest poezją śpiewaną, tylko właśnie z takim rockowym, ostrzejszym zacięciem.

Maciek: Ja bym powiedział, że polski rynek muzyczny się w ostatnich latach zmienił o tyle, że się bardzo sprofesjonalizował. Jeszcze te kilka lat temu było tak, że ta scena muzyki, która była uznawana za w jakimś sensie alternatywną, dopiero się tworzyła i powoli dochodziło się do takiego zawodowego poziomu. Teraz jest dużo kapel, które szybko po tym, jak zaczynają, dochodzą do rzeczy, które kiedyś zajmowały dużo więcej czasu. Ludzie w ogóle słuchają więcej polskiej muzyki, niż kilka lat temu. Nam udało się wpisać w taką falę grania na zasadzie "singers/songwriters", która parę lat temu była bardzo na topie, i to na niej wypłynęliśmy - teraz są inne trendy w modzie, ale wciąż da się zaistnieć, jeśli po prostu zrobi się coś fajnego. Kiedyś było o to po prostu dużo trudniej, więc to, że w teraz w zasadzie wszystko jest w zasięgu ręki, może się naprawdę podobać w tym wciąż dojrzewającym polskim rynku muzycznym.

A z czego, co przez te kilka lat osiągnęliście jako Letters From Silence, jesteście najbardziej dumni?

Wawrzyniec: Chyba z tego, że stosunkowo szybko udało nam się nagrać longplaya, bo to nie jest takie łatwe - jednak tych kompozycji trochę trzeba napisać i nie robić przy tym zbyt wielu odrzutów. Wydaje mi się, że fajne było też to, że nagraliśmy tę płytę pod szyldem Polskiego Radia. Samo to było niesamowitym przeżyciem, a praca przy tej okazji z Leszkiem Kamińskim była dla nas prawdziwym wejściem w duży, muzyczny świat. Koncert na Openerze też był na pewno dla nas ważnym, wręcz przełomowym momentem. W ogóle, bardzo ważny był dla mnie czas intensywnego koncertowania, który przypadł na lata 2011-2012 - spotkania z ludźmi przy tej okazji były dla mnie bardzo istotnym doświadczeniem.

Maciek: Ja jestem dumny po prostu z tego, że ludzie naprawdę chcą nas słuchać. Cieszy mnie, że nasza twórczość jest odbierana jako w miarę aktualna. Nie mam takiego poczucia, że była przerwa i teraz wracamy z czymś kompletnie z innych czasów, co nikomu już się nie podoba. Wydaje mi się, że dopóki ludziom podoba się nasza muzyka, dopóty istnieje usprawiedliwienie, żeby to dalej robić.

A jakie są wasze plany, marzenia na przyszłość?

Wawrzyniec: Ja bym chciał przede wszystkim, żeby udało nam się szybko dokończyć płytę i żeby wyszła ona dobrze.

Maciek: Ja liczę na to samo - i jeszcze na to, że będziemy po jej wydaniu grali mnóstwo fajnych koncertów!

Dziękuję za rozmowę.

Komentarze: