W dniach 2, 3 i 4 czerwca 2016 w Gdańsku, Łodzi oraz Krakowie odbędą się koncerty André Rieu - światowej sławy holenderskiego skrzypka, oraz towarzyszącej mu orkiestry im. Johanna Straussa. André Rieu łącząc ze sobą klasyczną stylistykę muzyki poważnej z elementami muzyki rozrywkowej, w krajach Europy Zachodniej regularnie przyciąga na swoje koncerty wielotysięczną widownię. W wywiadzie muzyk opowiada o kulisach swojej kariery i trudnych momentach na drodze do sukcesu.
Można znaleźć wiele świetnych wywiadów z Panem. Nie trafiliśmy jednak na żaden zagłębiający się w kwestię Pana podejścia do kariery. W dzisiejszych czasach liczy się szybki sukces.
André Rieu: Mój sukces nie był szybki. Nie jestem start-upem.
Według dzisiejszych standardów, Pana sukces przyszedł dość późno - w wieku 46 lat.
AR: Miałem marzenie i zawsze się go trzymałem.
Zawsze? Nie przechodził Pan przez chwile zwątpienia? Nigdy Pan nie poniósł porażki?
AR: Nigdy nie poniosłem porażki. Każdy koncert, każdego wieczoru, to nowy koncert. Zawsze tak było,
i to jest moje szczęście. Nie mogę spocząć i powiedzieć, że dotarłem na szczyt. Jutro jadę na koncert do Kolonii, muszę wyjść na scenę i ponownie zagrać to samo. Jeżeli popełnię błąd, ludzie nie przyjdą na następne koncerty. Z jednej strony to jest ogromne obciążenie, ale z drugiej, też potrafi być niezwykle motywujące i wynagradza wiele stresów. Zawsze daję sobie czas na cieszenie się sukcesem.
Po koncercie wsiadamy do busa, jemy, pijemy i rozmawiamy. Mówimy wtedy często “Ale mamy piękne życie”. Więc każdego dnia jesteśmy szczęśliwi, bo dajemy sobie to szczęście. Dzięki temu to nigdy nie stanie się nudne.
Tak jest teraz. A jak było przed odniesieniem wielkiego sukcesu?
AR: Było tak samo! To było tworzenie. W dzisiejszych czasach młodzi ludzie popełniają błąd chcąc zostać milionerami w jeden rok. Faktycznie są takie historie. Nakręcane przez media społecznościowe. Młodzi ludzie nie mają odwagi poświęcić się czemuś, co wymaga wielu lat tworzenia. By stało się ich ciałem.
Są gotowi poświęcić swoją radość dla pieniędzy. Moja żona i ja zawsze mówiliśmy, że nie robimy tego dla pieniędzy. Nawet jak koncerty nie przynosiły zysków cieszyłem się, bo publiczność nam dopisała.
A gdy w ogóle nie ma pieniędzy? W jednym z wywiadów stwierdził Pan, że pieniądze dają wolność. Co, jeśli człowiek nie ma grosza, by spełnić swoje marzenia?
AR: Sześć lat temu siedziałem w tym pokoju czekając na pewnego bankiera. Byłem bankrutem, bo
scenografia zakończonego właśnie tournée była tak droga, że koncerty na siebie nie zarobiły. Bankier miał przejąć wszystko, co miałem.
Znamy tę historię - dał Panu szansę, a pan w następnym roku spłacił cały dług. Ale pan był już uznanym muzykiem i dzięki popularności mógł pan w ten sposób zaryzykować. Chodziło mi jednak o chwile, gdy nie ma się nic, poza marzeniami oraz rodziną, którą trzeba wyżywić.
Moja żona była nauczycielem. Ja grałem w orkiestrze symfonicznej. W międzyczasie, jak gotowałem dla synów, organizowaliśmy koncerty. Byliśmy młodzi, mieliśmy siłę. Pracowałem na swoją wolność. Powoli. Dałem sobie czas. Znam historie szybkich milionerów. Ale ilu ich jest? 10?
Pana ojciec był dyrygentem w Orkiestrze Symfonicznej Maastricht. To na pewno pomogło Panu w karierze muzyka…
AR: Ależ skąd. Wszystko, co osiągnąłem, wypracowałem własnymi siłami. Jakby tak nie było, znaczyłoby to, że tylko dzieci muzyków mogą stać się muzykami. Zapewne najważniejsze było to, że jako młody chłopiec śpiewałem w chórze. Na wszystkich koncertach powtarzam, by swoje dzieci oddawać do chóru. To rozwija słuch i umiejętności społeczne. Do tego w wieku 5 lat zacząłem grać na skrzypcach.
W wieku 5 lat skrzypce i chór - i nie było w tym zasługi Pana ojca?
AR: Hmm… może racja, nie pozostało to bez wpływu. Moi rodzice zawsze bardzo mnie wspierali. Spełnianie marzeń kosztuje bardzo dużo energii i wyrzeczeń. Bez wsparcia i zrozumienia ze strony rodziców może to być niemożliwe. Właściwie to dzięki ojcu jestem teraz tutaj. Przed trzydziestką założyłem małą orkiestrę - 5 osób. Pierwszy rok był bardzo trudny - same próby, żadnych koncertów.
Do tego problemy z ludźmi. Miałem dość, chciałem się poddać. Wtedy to, mój ojciec nie pozwolił mi się poddać. Trzy razy tak mnie podnosił w momentach zwątpienia.
A Pana synowie, życie rodzinne - nie ucierpiało na pana ciągłej pracy?
AR: Muszę przyznać, że w tym względzie miałem ogromne szczęście. Mój wielki sukces przyszedł, jak miałem 46 lat. Mój najmłodszy syn miał już 12 lat, a więc był w wieku, kiedy to zaczyna się chodzić własnymi ścieżkami. Do tego czasu pracowałem w lokalnej orkiestrze, odprowadzałem
i odbierałem chłopców ze szkoły. Byłem zupełnie normalnym ojcem.
Czy zawsze miał Pan na celu zrobienie światowej kariery?
AR: Nigdy nie miałem takiego zamysłu. Od początku miałem jednak pomysł na własną muzykę. Kiedyś mnie zapytano, co myślę o różnych stylach muzycznych. Ja nie rozróżniam klasycznej muzyki od tanecznej, czy też popu. Dla mnie to muzyka. Jest albo dobra, albo zła. Nigdy nie miałem w planie mieszkać w zamku, czy też posiadać wielkiej orkiestry. Ale zawsze myślałem o tym, jaką ja tworzę muzykę.
Która czasami wzbudza krytykę. Jaki ma Pan stosunek do zarzutów, mówiących, że spłyca Pan muzykę klasyczną do poziomu popu?
AR: Zależy kto to mówi. Wielu świetnych muzyków klasycznych mnie zna i szanują mnie, bo wiedzą, że jestem dobrym muzykiem. A to, co się mówi w mediach, a szczególnie w mediach społecznościowych to nieważne. Tam jest wszystko.
Przecież Pana profil społecznościowy ma 2 miliony fanów. Nie można przejść obok tego obojętnie.
AR: Osobiście nie używam Facebooka. Mam Twittera, którego i tak rzadko używam.
Na koniec - czy ma Pan wskazówkę dla tych, którzy chcą odnieść sukces?
AR: Miej marzenie i trzymaj się tego. Za wszelką cenę. Świat szybkich i wielkich pieniędzy jest dewastujący. I jeszcze jedno - telefon i portale społecznościowe. Może nie należy z nich zrezygnować, ale trzeba ich używać z głową!
André Rieu nazywany jest Królem Walca, a jego koncerty rocznie odwiedza ponad 600 tysięcy fanów na całym świecie. Wynik ten stawia go obok największych sław muzyki, takich jak Elton John czy Depeche Mode. Unikalne połączenie utworów musicalowych, operowych, filmowych, hitów światowej muzyki pop oraz repertuaru wielu międzynarodowych gwiazd z dowcipnym i barwnym programem, sprawia, że twórczość André Rieu nie zna granic, zarówno wiekowych jak i geograficznych. W roku 2016 roku André Rieu z Orkiestrą Johanna Straussa i grupą międzynarodowej sławy solistów powróci do Polski, by po raz kolejny zachwycić tysiące fanów podczas trzech koncertów w Gdańsku, Łodzi i Krakowie.