Scott Bradlee: Myślę, że jazz jako odrębny gatunek muzyki nie znaczy w dzisiejszych czasach zbyt wiele. Nie ma jednak wątpliwości, że elementy jazzu przeniknęły mocno do muzyki popowej czy rockowej - wystarczy posłuchać niektórych utworów Beyonce, Adele

Scott Bradlee: Myślę, że jazz jako odrębny gatunek muzyki nie znaczy w dzisiejszych czasach zbyt wiele. Nie ma jednak wątpliwości, że elementy jazzu przeniknęły mocno do muzyki popowej czy rockowej - wystarczy posłuchać niektórych utworów Beyonce, Adele

Chociaż zespół Postmodern Jukebox zdobył swą popularność dzięki na wskroś nowoczesnemu medium, jakim jest YouTube, to jednak we wszystkim innym stara się hołdować iście tradycyjnym wartościom - zarówno jeśli chodzi o warstwę stylistyczną, jak i sposób wykonywania muzyki. Grupa, która popowym hitom nadaje nowe życie w starym stylu, już w najbliższy weekend wystąpi trzykrotnie w Polsce. Z tej okazji wywiadu specjalnie dla wyspa.fm udzielił lider i pomysłodawca tego niezwykłego projektu - Scott Bradlee.

Mateusz M. Godoń, wyspa.fm: Postmodern Jukebox jest swego rodzaju fenomenem na scenie muzycznej XXI wieku – jako zespół, który zmienia teraźniejsze hity w coś, co równie dobrze mogłoby powstać pół wieku temu. Kiedy wpadłeś na pomysł stworzenia projektu, który "przenosi muzykę w dawne czasy", jak sami o sobie piszecie na własnym fanpage'u?

Scott Bradlee: Kiedy byłem młodszy, uwielbiałem muzykę w stylu vintage, czyli nowoorleański jazz, swing z lat 40-tych czy muzykę Motown. Wyróżniałem się na tle kolegów, którzy słuchali głównie hip-hopu czy grunge'u. By znaleźć z nimi pewną nić porozumienia pod kątem muzycznym, zacząłem grać ich ulubione piosenki na swój sposób - nadając im styl, jaki sam lubiłem. W późniejszym czasie okazało się, że jest całkiem sporo artystów robiących to samo, co ja - zaczęła tworzyć się taka nasza mała wspólnota wykonawców vintage. Z wieloma z nich współtworzę teraz Postmodern Jukebox - to grupa, przez którą przewinęło się już ponad 50 osób. Przemierzyliśmy razem już 4 kontynenty i mamy miliony fanów na całym świecie.

MG: Kiedy właściwie tak bardzo zafascynowałeś się jazzem - i dlaczego akurat tym gatunkiem muzyki?

SB: Zawsze byłem taką starą duszą, jeśli chodzi o muzykę. Miałem 9 lat, kiedy zacząłem lekcje gry na fortepianie, ale dopiero kiedy usłyszałem "Rhapsody In Blue" Gerschwina, naprawdę poczułem inspirację do tego, by nauczyć się grać. Podobało mi się brzmienie ragtime'u, bluesa i jazzu, ale nie mogłem znaleźć w moim małym miasteczku nauczyciela, który nauczyłby mnie grać w tych stylach. Zacząłem więc słuchać starych mistrzów i starałem się ich naśladować. Myślę, że w ten sposób całkiem sporo ludzi uczy się grać - to po prostu jak przekazywanie starej tradycji z pokolenia na pokolenie.

MG: Co sądzisz o współczesnej muzyce jazzowej? Czy jest szansa, że w najbliższym czasie będzie przeżywać swój renesans i stanie się choć po części tak populatna, jak kilkadziesiąt lat temu?

SB: Myślę, że jazz jako odrębny gatunek muzyki nie znaczy w dzisiejszych czasach zbyt wiele. Nie ma jednak wątpliwości, że elementy jazzu przeniknęły mocno do muzyki popowej czy rockowej - wystarczy posłuchać niektórych utworów Beyonce, Adele czy nawet Nicka Jonasa, by zrozumieć, jak wiele dzisiejsi artyści popowi zawdzięczają jazzowi! Jazz dał początek wszystkim rozwijającym się dziś gatunkom muzyki popularnej - tak właśnie działa ewolucja w muzyce. Zresztą, w XXI wieku trudno już szufladkować muzykę jako należącą do tego czy innego gatunku - tak bardzo się one wszystkie przenikają.

MG: W takim razie - czy postrzegasz siebie i swój zespół jako ważny element na drodze do tego, by na nowo wzbudzić w ludziach zainteresowanie bardziej klasyczną odmianą jazzu?

SB: Myślę, że za sprawą Postmodern Jukebox wiele osób zaczęło się zastanawiać, czym właściwie jest "piosenka" czy "gatunek muzyczny". Z pewnością, wiele osób zaczęło dzięki nam lubić piosenki, które nie podobały im się w oryginalnych wersjach - co jest naprawdę ciekawym zjawiskiem. Natomiast daleki jestem od postrzegania Postmodern Jukebox jako grupy, której celem byłoby odrodzenie jazzu - jeśli już, to pragniemy wskrzesić tradycję prawdziwej, żywej muzyki, granej na żywo przez prawdziwych muzyków.

MG: No właśnie - pomimo, że to Ty stoisz niemal za wszystkim, co dzieje się w Postmodern Jukebox, zespół jest tak naprawdę złożony z całkiem sporego grona świetnych muzyków - jak sam powiedziałeś, przewinęło się przez niego już ponad 50 osób, a w trasę jeździcie jako 12-osobowa grupa. Jak to jest być liderem takiej małej orkiestry?

SB: Jestem farciarzem - mogę pracować z wykonawcami, którzy są naprawdę świetnymi ludźmi - i wszyscy chcą przede wszystkim dobrze wykonywać swoją pracę. Z kolei dla mnie osobiście jako lidera tej grupy ważne jest, by mieć otwarty umysł - czasami dobre pomysły nadchodzą z najbardziej nawet nieoczekiwanych stron, dlatego zawsze staram się wysłuchać, co mają do powiedzenia inni członkowie zespołu.

MG: Skoro już jesteśmy przy kwestii pomysłów, to może opowiesz, jak wygląda proces twórczy w Twoim zespole? Co decyduje o doborze piosenek, którym następnie nadajecie "drugie życie"?

SB: Moim pierwszym krokiem jest najczęściej znalezienie utworu, który jest dla mnie ciekawy, a zarazem zna go dużo ludzi. Potem analizuję go i zastanawiam się nad tym, jakiego rodzaju artysta by mógł go nagrać, gdyby ten utwór został napisany w przeszłości. Z tego miejsca przechodzę do wyboru muzyków i wokalistów, którzy pasują do konkretnej wizji "nowej" piosenki - i zabieramy się do roboty!

MG: Postmodern Jukebox jest bardzo płodną grupą - wydajecie 4-5 płyt rocznie, co w dzisiejszych czasach jest niespotykane! Jaki jest sekret tej waszej muzycznej płodności?

SB: Po prostu - kochamy, to co robimy!

MG: W zeszłym roku zawitaliście po raz pierwszy do Polski, by dać koncert w Warszawie. Tym razem, przybywacie tutaj mając na celu wystąpić aż trzykrotnie - i to w trzech różnych miastach. Mogę chyba założyć, że podczas pierwszej wyprawy spodobało wam się w Polsce?

SB: Zdecydowanie, to prawidłowe założenie! Nasz pierwszy występ w Warszawie był jednym z najlepszych koncertów, jaki kiedykolwiek graliśmy, bo spotkaliśmy się z niesamowicie entuzjastycznym przyjęciem ze strony publiczności. Bardzo nam się spodobało w Polsce i mamy nadzieję, że nadchodzące koncerty podniosą poprzeczkę naszych oczekiwań jeszcze wyżej przed naszą kolejną wizytą tutaj!

MG: A jakie macie plany na najbliższą przyszłość po zakończeniu tej trasy?

SB: Dopiero co nagraliśmy 4 czy 5 nowych klipów, które, jak zwykle, powstały w moim mieszkaniu. A teraz szukam nowego mieszkania, w którym będziemy mogli nagrywać, bo właśnie wyprowadziłem się z tego, w którym mieszkałem ostatnio. Ale nie ma niebezpieczeństwa, że z tego powodu przestaniemy nagrywać - nasze nagrania powstają w bardzo prosty, powiedziałbym - mobilny - sposób, więc równie dobrze przez jakiś czas możemy nagrywać w mieszkaniach innych ludzi... (śmiech).

Komentarze: