MJUT: "Z grania mamy największą frajdę"

MJUT: "Z grania mamy największą frajdę"

Mjut mocno zaskoczył na swojej drugiej płycie „9”. Zaskoczył tych, którzy poznali zespół dzięki eksperymentalnemu albumowi „Akcja ratowania ślimaków”. O kulisach artystycznych zmian, inspiracjach i planach na najbliższą przyszłość opowiada Patryk Kienast – gitarzysta i wokalista grupy.

Robert Dłucik, Wyspa.fm: Dlaczego blisko 5 lat trzeba było czekać na nowy album Mjut? Tyle zajęło Wam komponowanie materiału?

To trwało tak długo, bo potrzebowaliśmy odmiany, chcieliśmy nagrać zupełnie inny album. Znudzeni eksperymentowaniem postanowiliśmy sprawdzić się w typowych piosenkach. Sporo czasu zajęło nam przejście na tę lżejszą stronę, a samo komponowanie i aranżowanie było już przyjemnym i ożywczym doświadczeniem. Proces został też nieco spowolniony przez zmiany w składzie oraz kradzież naszego sprzętu, która miała miejsce przed rokiem.

Liczba „9” symbolizuje między innym wiedzę, mądrość i idealizm. Dobra „patronka” płyty... Interesujesz się numerologią?

Nie, nie interesuję się. Poza tym, to nie ja wymyśliłem ten tytuł ;) Ale z tym idealizmem coś jest na rzeczy :)

Wzięliście udział w projekcie „Zadyszka” happysad. Sami też zaczęliście grać bardziej... piosenkowo. To wpływ starszych kolegów?

Nie, sami chcieliśmy zacząć grać w taki sposób. Nie wydaje mi się, żeby inni artyści mieli na to wpływ. Mieliśmy ochotę pograć prościej i melodyjniej, nabraliśmy chęci na zabawę. A udział w „Zadyszce” wspominamy miło. Dobrze się bawiliśmy w studiu - zrobiliśmy lekko dyskotekową wersję „Łydki”, z której wciąż jestem zadowolony i którą przez jakiś graliśmy na koncertach. To był początek naszego nowego spojrzenia na muzykę.

Jak z perspektywy czasu oceniasz debiutancką płytę „Akcja ratowania ślimaków”?

Myślę, że to był odważny i ryzykowny debiut, chociaż w trakcie nagrań jeszcze nie zdawałem sobie z tego sprawy. To trudna, wymagająca i zupełnie bezkompromisowa płyta, mnóstwo młodzieńczych emocji, mnóstwo lęku, szeptu, dusznego klimatu, ciągłe uciekanie od schematów, eksperymentowanie, dziwna elektronika. Mimo wielu zastrzeżeń, jestem dumny, że nagraliśmy taki album.

Alternatywne zespoły często mają „pod górkę” z kasą. Na okładce Waszej płyty widnieje logo dużego sponsora. Jak Wam się udało go pozyskać?

Zgadza się, nikt z nas nie ma willi ani jachtu, ale udało nam się pozyskać partnerów, którzy nam zaufali i wsparli nas w kluczowym momencie naszej działalności. Jedną z naszych „górek”  pokonaliśmy dzięki Grupie Energa i miastu Działdowo, którym jesteśmy bardzo wdzięczni.

Bez jakich wykonawców nie byłoby dzisiaj Patryka Kienasta – artysty?

Artystą to był na przykład Gustaw Holoubek, ja jestem co najwyżej piosenkarzem :) To, jak postrzegam muzykę, jak ją odbieram, do czego mi ona służy i w jaki sposób chciałbym się nią dzielić, w największym stopniu zawdzięczam Katarzynie Nosowskiej i Thomowi Yorke’owi.

Dajecie radę „pożenić” muzykę z innymi obowiązkami?

Z trudem, ale dajemy radę. Czasem trzeba wybierać, ale nikt się długo nie zastanawia, bo ostatecznie największą frajdę mamy z grania.

Plany promocyjne „9” na kolejne miesiące to...

Album promować będą jeszcze na pewno dwa single. Mamy już pewne pomysły na przedstawienie ich słuchaczom w ciekawy sposób. Oprócz tego koncerty w grudniu i kontynuacja trasy koncertowej już w przyszłym roku.

 

Komentarze: