Marzenie wszystkich fanów Powerwolf wreszcie się spełniło – w ramach trasy Blessed & Possessed zespół w końcu zawitał do Polski.
Trzeba przyznać, że pierwsza wizyta Wilkołaków z Niemiec na polskiej ziemi miała całkiem spory rozmach – chłopaki wystąpili bowiem od razu w aż 3 polskich miastach. Co więcej, mieli nie byle jakie towarzystwo – wraz z nimi wystąpił zespół Battle Beast, który w zeszłym roku odwiedził Polskę u boku grupy Sabaton i cieszy się całkiem sporą popularnością w naszym kraju.
To właśnie Battle Beast otworzył sobotnie show w warszawskiej Progresji. Jedno trzeba Finom przyznać – mają chyba najbardziej charyzmatyczną wokalistkę w światku power metalu. Potężny, czysty głos w drobnym, kobiecym ciele, okraszonym oryginalną, ostrą stylizacją. Byli świetną rozgrzewką dla publiczności, zwłaszcza, że ich kawałki są dość wpadające w ucho, jak chociażby „Let It Roar”, przy którym tłum szalał się pod sceną. Nie mogło zabraknąć też „Black Ninja”, od którego głowa sama skłania się do headbangingu, słodkawego (i traktowanego przez fanów z lekkim przymróżeniem oka…) „Touch In The Night”, czy wreszcie drapieżnego „Out Of Control”, które stanowiło idealne zamknięcie prawie godzinnego seta Battle Beasta.
Krótko przed 21 w Progresji zgasły wszystkie światła, w tle powiewały bannery z wilkołakiem, a podekscytowana publiczność zaczęła głośno domagać się gwiazdy wieczoru. I oto niczym prawdziwa wilcza wataha wparowały na scenie cztery heavymetalowe demony. Nie mogli niestety wystąpić w pełnym składzie (Roel, perkusista, nie mógł wystąpić z powodu choroby), ale czy to mogło przeszkodzić Powerwolfom w tym, żeby dać genialne show? Absolutnie nie! Swój występ zaczęli od tytułowego kawałka trasy „Blessed & Possessed”, na samym początku dając bluźniercze błogosławieństwo wszystkim opętanym pod sceną. Opętanym koncertowym szałem, oczywiście…
Po tym epickim wstępie nastąpił przekrój przez najważniejsze utwory z wszystkich 6 studyjnych albumów (wydawanych regularnie co 2 lata – widać, że nie próżnują) – na czele z bodaj najbardziej przebojowymi: „We Drink Your Blood”, „Lupus Dei” i „All You Need Is Blood”. Przez cały set energia, jaka emanowała ze sceny wraz z gitarowymi popisami braci Greywolf (którzy tak naprawdę braćmi nie są…) utrzymywała widzów w przekonaniu, że scena jest dla Powerwolfa odpowiednim miejscem do odprawiania swoich metalowych mszy. Wielki ukłon zwłaszcza dla Attili Dorna, wokalnego biskupa tego koncertu, za potwornie miażdżący głos i to, w jaki sposób potrafi go wykorzystać. Warto też przyznać im wielkiego plusa za genialny kontakt z publicznością, to, że angażują tłum jako nieodłączny element swojego widowiska.
Wielkim entuzjazmem został przyjęty fakt, że polscy fani mogli w końcu usłyszeć na żywo kawałki z nowej płyty jak choćby „Army Of The Night”, „Let There Be Night”. Jeśli panowie dalej utrzymają dotychczasową regularność wydawania płyt, już w przyszłym roku możemy się spodziewać kolejnej. I właśnie tego, oraz kolejnych koncertów w Polsce w przyszłości, możemy życzyć wszystkim fanom Powerwolfa.