Nasza relacja: Dawid Podsiadło w Wytwórni

Nasza relacja: Dawid Podsiadło w Wytwórni

Dawid Podsiadło jest prawdziwym fenomenem. Gdy wydawało się, że jego gwiazda może szybko się wypalić, ona rozbłysła jeszcze większym blaskiem. Jego najnowszy album „Annoyance and Disappointment” zebrał znakomite recenzje, a cała wiosenna trasa koncertowa go promująca została wyprzedana.

Dwanaście koncertów, wszystkie wyprzedane do ostatniego biletu. W sumie Dawida Podsiadło podczas trasy Son of Analog usłyszy blisko 17 tysięcy fanów. Wyniki te są oszałamiające i nawet statystyka pokazuje, jak ogromny sukces już odniósł 22-latek z Dąbrowy Górniczej, a na pewno nie są to jego ostatnie słowa. Nie inaczej było podczas koncertu w Łodzi, który odbył się w walentynkowy wieczór 14 lutego. Napisać, że klub Wytwórnia był wypełniony do ostatniego miejsca, to tak, jakby nic nie napisać. Fani uzbrojeni w papierowe serduszka stawili się licznie, aby podziwiać piekielnie uzdolnionego, a przy tym szalenie skromnego i sympatycznego muzyka. Należy zwrócić uwagę, że Dawid Podsiadło głos ma niezwykły – głęboko brzmiący, z chrypką, charakterystyczną charyzmą, dający radę zarówno w dolnych rejestrach, jak i doskonale wyciągający wyższe dźwięki. Dodatkowo wykonawca podejście do muzyki ma dość awangardowe, tworzy kompozycje eklektyczne, na szalenie wysokim poziomie artystycznym. Po prostu mają one „to coś”, a co więcej, Podsiadło dobrał sobie do zespołu bardzo dobrych muzyków. Dzięki temu na żywo brzmi hipnotyzująco i elektryzująco, niekiedy nawet odrobinę analogowo, ale jedno jest pewne - w połączeniu z idealnie dobranymi efektami świetlnymi pozycje te robią oszałamiające wrażenie, a niekiedy nawet wywołują ciarki na całym ciele.

Jak przystało na trasę promującą album „Annoyance and Disappointment” rozbrzmiały przede wszystkim utwory pochodzące z drugiej płyty Dawida Podsiadło. I tak mogliśmy usłyszeć żywiołowy „Son of Analog”, lekki i melodyjny „Forest” czy świetnie dozujący tempo i napięcie „Byrd”. Podsiadło zaserwował także spragnionym muzycznych wrażeń słuchaczom uroczą i pogodną „Belę”, a także będący istną perełką, zachwycający „Block”. Jednak nie zabrakło miejsca na nieco bardziej liryczne chwile, a dostarczyły ich ballady z przepiękną „Where Did Your Love Go?” na czele, kiedy Podsiadło zasiadł do fortepianu. Ciągłość tracklisty „Rozdrażnienia i rozczarowania” została gdzieniegdzie urozmaicona największymi przebojami z debiutanckiej płyty „Comfort and Happiness”, jak chociażby „No”, nostalgicznym „Nieznajomym”, który został wykonany w zupełnie nowej, ciut elektronicznej wersji, a także energicznym kawałkiem „Trójkąty i Kwadraty”, połączonym z hitem Daft Punk „Get Lucky”. Zabieg ten szalenie spodobał się publiczności, a sam Podsiadło przyznał, że wiedział, że takie połączenie „Będzie śmigać”.  W ogóle artysta był szalenie czarujący, co rusz zagadywał słuchaczy i nie krył swojego zachwytu faktem, że klub dosłownie pękał w szwach. Lecz nic nie zdołało przebić dzikiego uniesienia publiczności, która zareagowała tak na kawałek „W dobrą stronę”. Goszczący we wszystkich stacjach radiowych w kraju utwór fani wyśpiewali razem z ukochanym wykonawcą. Będący prawdziwą petardą kawałek rozbrzmiał jeszcze na bis, obok nieco nostalgicznego „Powiedz mi, że nie chcesz”.

Przez prawie dwie godziny słuchacze mogli dosłownie poczuć piękno, odetchnąć i naładować się pozytywną energią. A prawdziwa magia niesamowitych koncertów polega na tym, że ten dobry nastrój będzie Cię jeszcze trzymał przez cały tydzień i pozwalał jakoś łatwiej znosić trudy szarej codzienności.

Komentarze: