Chociaż indie rock od kilku ładnych lat zdobywa sobie coraz większą popularność na całym świecie, w Polsce długo nie mogliśmy doczekać się zespołu, który byłby w stanie rzucić wyzwanie najlepszym przedstawicielom gatunku, takim jak The Killers czy Imagine Dragons.
Potrzeba było posiłków z zagranicy, by wreszcie móc pochwalić się porządną formacją. Przed trzema laty dwaj bracia, Mattia i Elie Rosinscy postanowili z francuskiego Bordeaux udać się do kraju swych przodków z misją zawojowania naszej (i nie tylko) sceny muzycznej. Nad Wisłą założyli zespół BeMy, z którym zaczynając od szóstej edycji popularnego programu Must Be The Music, gdzie jesienią 2013 roku zajęli drugie miejsce, krok po kroku zdobywają sobie coraz więcej fanów. Występowali na wielu prestiżowych festiwalach (m.in. Top Trendy, Woodstock i Jarocin), w międzyczasie szykując materiał na swoją debiutancką płytę. Długo im to zajęło, ale w końcu album, zatytułowany „Grizzlin'”, ujrzał pod koniec kwietnia światło dzienne. Pozostało tylko jedno – zorganizować dla najzagorzalszych fanów premierowy koncert, stanowiący niejaką rozgrzewkę przed właściwą trasą promującą świeży materiał.
Tak też się stało – a na miejsce tegoż koncertu wybrano warszawski klub Syreni Śpiew. Trzeba niestety wspomnieć, że choć klub sam w sobie jest dość klimatyczny (a jeszcze bardziej udana jest jego lokalizacja w uroczym parku na Powiślu), to nie był to jednak najlepszy wybór ze strony zespołu. Organizatorzy koncertu chyba nie spodziewali się, że na koncert przybędzie aż tyle osób – przez co ten mały klub pękał w szwach. Ścisk potęgował jeszcze stojący tuż przed samą sceną ogromny, ciężki stół, który od sceny dzieliło może kilkadziesiąt centymetrów, co niewątpliwie utrudniało odbiór występu dziesiątkom próbujących wepchnąć się w ten wąski przesmyk fanek. Czego to jednak nie da się wytrzymać dla ulubionego zespołu – nawet, jeśli na scenie pojawia się on z niemal godzinnym opóźnieniem (co chyba nie przystoi szanującym się i swych fanów artystom – szczególnie, kiedy jest się dopiero u progu kariery…).
Wytrwałe fanki (i mniej liczni fani…) nie wydawały się jednak zbyt przejęte tymi niedogodnościami – kiedy w końcu BeMy pojawili się na scenie, dało się słyszeć jeden wielki pisk zachwytu. Jeszcze chwila poświęcona na dostrojenie instrumentów – i w końcu ruszyli! Zaczęli od energetycznego, optymistycznego „Let The Sun”, z którego płynnie przeszli do kolejnych utworów ze swojego debiutanckiego albumu. Trzeba przyznać, że piosenkom, które nagrali, absolutnie niczego nie brakuje do tego, by podbić listy przebojów nie tylko w Polsce – takie kawałki, jak „Getaway”, „Black Swan” czy bardziej balladowe „Islands” mogą śmiało wypromować francusko-polski zespół jako wielką nadzieję europejskiego indie rocka. Grana z dnia na dzień coraz częściej w stacjach radiowych piosenka „Time”, będąca pierwszym singlem z „Grizzlin’”, pokazuje, jak wielki potencjał drzemie w tych czterech chłopakach (oprócz braci Rosinskich, w skład zespołu wchodzą jeszcze Konrad Załęski i Wojciech Trusewicz), do których fanki lgną jak muchy. Talent mają na pewno ogromny: potrafią stworzyć naprawdę chwytliwe, pozytywne kawałki i jeszcze świetnie zaprezentować je na scenie. Jeśli więc tylko uda im się uniknąć organizacyjnego chaosu, jaki obecny był na premierowym koncercie – mogą zajść naprawdę daleko – czego im z całego serca życzymy!
Tekst: Oliwia Cichocka & Mateusz M. Godoń
Zdjęcia: Mateusz M. Godoń