Trzeba przyznać, że Niemcy, jeśli chodzi o zespoły heavy metalowe, wiodą w Europie zdecydowany prym. Accept, Kreator, Sodom, Helloween, Ramstein – to tylko kilka przykładów, że niemiecki metal bardzo szybko zyskuje popularność. 24 czerwca w warszawskiej Progresji mieliśmy okazję gościć kolejną legendę niemieckiego metalu – grupę Blind Guardian.
Nie ma się więc co dziwić, że Progresja pękała w szwach – w Polsce Blind Guardian mają wielu fanów, a poza tym, są klasyką gatunku sami w sobie. Nim jednak pojawiła się gwiazda wieczoru, publiczność miał rozgrzać zespół Sopor, owiany już miejską legendą ze względu na wiele kontrowersji związanych z supportowaniem Blind Guardian. Tak czy inaczej, zespół dzięki temu zyskał spory rozgłos – a to przydaje się dopiero rozwijającym się zespołom. Może gdyby zespół nie ograniczał się do supportowania jednej gwiazdy rocznie, a dawał więcej kameralnych koncertów, zdobyłby większe poważanie? Jedno trzeba przyznać: drzemie w nich potencjał, który czeka na wkład pracy, aby rozwinąć się w coś większego.
Kiedy zegary wybiły 20:30, oczy wszystkich były skierowane już tylko na scenę – a tłum z entuzjazmem skandował „Blind Guardian, Blind Guardian!”. Kiedy w końcu Hansi i spółka weszli na scenę, zapanował istny szał. Publice nie przeszkadzała nawet duchota panująca w środku, którą niezbyt udanie próbowano niwelować przez otwarte drzwi – dla zobaczenia Blind Guarian na żywo warto przeżyć każdy upał. A panowie potrafią rozruszać publiczność, mimo, że mają wielkiego show z wyszukaną scenerią i choreografią. Im nie jest to potrzebne: ich kunszt leży w muzyce, nie w całej otoczce tego widowiska. Zwłaszcza, że Blind Guardian to niezwykła harmonia instrumentalno-wokalna. Szczególne brawa należą się Hansiemu, za to, że jest chodzącym przykładem, że nie zawsze trzeba wstawiać warcząco-growlowe partie wokalne, jeśli chce się być metalowym wokalistą: wystarczy po prostu śpiewać czysto.
A jego wokal jest wyjątkowo uniwersalny, nadający się do wysokich, typowo power-metalowych tonacji, ostrzejszego brzmienia, jak i melancholijnych ballad. Ale wokale to nie wszystko. W każdym utworze jest miejsce na gitarowe popisy, bo skoro ma się do współpracy tak zdolnych gitarzystów, szkoda byłoby marnować cały potencjał wyłącznie na wokale. I właśnie dlatego utwory Blind Guardian trwają średnio od 5 do 7 minut!
Tego wieczoru jednak cała Progresja wspomagała wokalnie Hansiego, w niemal każdym utworze. Przy utworze "Valhalla" przez dobre 10 minut publiczność śpiewała a'capella refren przy akompaniamencie bębnów. Już nie wspominając o kultowej balladzie "The Bards's Song", gdzie to śpiew publiczności zagłuszał wokal a sam wokalista był pod wrażeniem polskiej publiczności, która zaśpiewała całą balladę na siedząco. Zresztą chyba nie było na koncercie takiej osoby, która by nie znała chociaż jednego utworu, a jeśli nawet – myślę, że mogę zaryzykować stwierdzenie, że cała publiczność bawiła się doskonale, niezależnie czy śpiewali czy nie. Tak czy inaczej, pomimo, że 2 bisy znajdowały się w setliście, polska publiczność gdyby mogła, skandowałaby jeszcze ze 4 bisy. Ale myślę, że obietnica szybkiego powrotu do naszego kraju zdołała udobruchać polską publikę. A sądząc po zachwycie Hansiego nad całym tłumem – zapewne powrócą do Polski jeszcze niejeden raz. A nam pozostaje tylko liczyć, że zrobią to jak najszybciej – a powtórki następować będą jak najczęściej!