Nasza relacja: Wystartował Off Festival 2016: Clutch, Brodka, Napalm Death i inni

Nasza relacja: Wystartował Off Festival 2016: Clutch, Brodka, Napalm Death i inni

W piątkowe popołudnie wystartowała kolejna edycja katowickiego OFF Festiwalu. Po raz jedenasty na kilku scenach fani muzyki będą mogli usłyszeć i zobaczyć wykonawców, którzy prezentują niezwykle zróżnicowaną twórczość.  Już pierwszy dzień pokazał, jak wielka jest ta różnorodność.

Oczywiście nie sposób wszystko zobaczyć, ale na pewno każdy uczestnik festiwalu miał duży wybór spośród wykonawców i przemieszczanie się pomiędzy kilkoma scenami to już niemal tradycja tej imprezy. Czasami jednak zdarza się, że chciałoby się zobaczyć wykonawców, którzy grają na różnych scenach o tej samej godzinie. W piątkowy wieczór właśnie tak było, gdyż spora grupa ludzi chciała zobaczyć i Brodkę i Napalm Death, grających w tym samym czasie. Aż dziwnie to brzmi, ale właśnie tak było i tak jest na OFFie. Najpierw pozostałem pod Sceną Miasta Muzyki, by zobaczyć, jak prezentuje się Monika Brodka. No i trudno było się z tego koncertu "urwać ", bo był  po prostu świetny. Wyrafinowane dźwięki, bogate instrumentarium, bardzo dobry skład. Dojrzałość i klasa. Brodka to kolejny towar na eksport, po Lewandowskim, Krychowiaku i Vaderze. Nie rozczarowalem się też występem Napalm Death. I chociaż nie jestem fanem tak ekstremalnego gramia stwierdzam, że to był jeden z najciekawszych występów tego wieczoru. Ciekawie też zaprezentowała się amerykańska formacja Clutch, która zagrała pierwszy raz Polsce. Dla wielu uczestników festiwalu właśnie ten band był najbardziej wyczekiwanym tego dnia i pewnie nie rozczarowani się ci,  którzy oczekiwali mocnego uderzenia. Taki trochę Danzing grający kawałki Elvisa, tylko inny wokal. To był rock'n' roll w bardzo mocnym wydaniu.

Ze sceny T-Mobile Electronic Beats zapamiętam brytyjski duet Sleaford Mods. Punk XXI wieku?
Festiwal na największej scenie zakończył występ Devendra Banhart. No i ci,  którzy ze względu na późną porę i aurę nie doczekali tego koncertu, mogą naprawdę żałować. Świetny występ amerykańskiego wykonawcy. Devendra prezentuje olbrzymi wachlarz swoich umiejętności i pomysłów, trudno je wręcz sklasyfikować, niby indie folk, latino, trochę psychodeli, odjazdy a'la Grateful Dead, hiszpańskie teksty...., absolutnie fantastyczna mieszanka wielokulturowa, obrazowana dźwiękiem.

Na pewno pierwszy dzień festiwalowy upłynął pod znakiem niespodzianek, gdyż większość wykonawców  była mi nieznana. Jedynym "rozczarowaniem" był brak możliwości zobaczenia wszystkiego. Na pewno też  rozczarowała pogoda. Jeśli ktoś pamięta zeszłoroczne upały i zapomniał o deszczu, mógł mieć problem.

Komentarze: