Mogłoby się wydawać, że limit pecha związanego z tegorocznym OFF Festiwalem został wyczerpany. Niestety, w ostatnim dniu, z powodu absencji kolejnych wykonawców znowu trzeba było zmienić plan koncertów.
Przede wszystkim odwołany został występ Anohni Hopelessness, której koncert miał być dla mnie najważniejszym wydarzeniem tegorocznej edycji. Na szczęście pogoda w trzecim dniu imprezy dopisała. Na początek na dużej scenie bardzo dobrze zaprezentowała się formacja Lotto. I chociaż panowie pilnujący porządku podsumowali, że weselej to grają na pogrzebie, mnie się podobało .
Skok na scenę Trójki i koncert Bye Bye Butterfly . Trochę elektro, szczypta 4AD, dobre. Następnie na głównej scenie Beach Slang – zagrali ostro ,melodyjnie ,energetycznie, przywołując ducha gitarowych kapel końca lat 80-tych / taki Waterboys na sterydach /. Z powodu odwołania występu Thundercat duża część publiczności wylądowała w okolicy sceny eksperymentalnej, by podziwiać noise rock w wykonaniu Lighning Bolt …… tam było naprawdę głośno!! No i czas na Mudhoney. Legenda sceny Seattle nie zawiodła, miotający się na scenie niczym nastolatek Mark Arms z kolegami pokazał na czym polegał i jak brzmiał niezależny rock, jakieś ćwierć wieku temu, na krótko przed tym, jak zainteresowały się nim duże wytwórnie, a sprytni marketingowcy ukuli termin grunge - czysta energia, zero gwiazdorstwa, prawda. Dla dużej części przybyłych główną atrakcją był Kaliber 44, który na własnym podwórku pokazał klasę, a przyjęcie miał iście królewskie. No i tyle…..
Anohni odwołała występ, więc dla mnie to był koniec festiwalu. Osobny rozdział to Stage T-mobile Electronics Beats. Cóż, elektro to nie moja bajka, więc trudno mi oceniać poziom wykonawców. Przez 3 dni z dawnej sceny leśnej atakowały dźwięki wykonawców, którym bliżej chyba do imprez w rodzaju Tauron Nowa Muzyka, niż tego, z czym kojarzyliśmy do tej pory OFF Festiwal. Publiczność jednak dopisała, fani elektro byli zachwyceni.
Zatem czas na subiektywne podsumowanie. Najlepsze koncerty? Devendra Banhart, Napalm Death, Taxiwars, Jambinai, Mudhoney I Orlando Julius. Mimo wielu perturbacji i zmian festiwal udany i wierzę, że wszystko, co na minus, nie wpłynie na przyszłoroczną kolejną edycję.