Nasza relacja: Szczypta magii z dużą dozą elektroniki - koncert Erith w Łodzi

Nasza relacja: Szczypta magii z dużą dozą elektroniki - koncert Erith w Łodzi

Wszyscy wróżą jej zawrotną karierę i już uważają za objawienie polskiej sceny alternatywnej. Chociaż Erith zbiera ogrom pochwał, to jak na razie powoli acz konsekwentnie kroczy swoją drogą. Jednym z jej elementów jest regularne występowanie na żywo. W ostatni dzień wakacji młoda gliwiczanka dała szansę zetknięcia się ze swoją muzyką mieszkańcom Łodzi  w urokliwym miejscu, jakim jest pub Z Innej Beczki.

Cokolwiek chciałoby się napisać o muzyce Erith pewnie i tak zabrzmi banalnie. Chciałabym uniknąć wszelkiej egzaltacji, ale nic nie poradzę na fakt, że muzyka młodej gliwiczanki faktycznie porusza jakieś głęboko skryte obszary w duszy. Powoduje drganie strun, które reagują tylko na najbardziej górnolotne wzruszenia. Erith jest całkowicie odklejona od rzeczywistości. Powiedzieć, że buja w obłokach to mało. Ona porusza się w jakiejś na pozór niedostępnej dla zwykłych śmiertelników przestrzeni kosmicznej. Pomimo tego Erith przemyca do swojej twórczości mnóstwo pierwiastków naturalnych. Zatapiając się w jej piosenkach ma się wrażenie, jakbyśmy właśnie z centrum miasta przenieśli się na łono dziewiczego lasu. Podczas łódzkiego koncertu temu uczuciu sprzyjała śliczna scenografia pubu Z Innej Beczki. Drzewa z zawieszonymi na nich lampionami idealnie korespondowały z muzyką wykonywaną przez artystkę.

Jej melodyjne, przesycone elektroniką utwory mogą wydawać się tworem niepozornym, jednak trafiwszy na podatny grunt, potrafią zapaść w pamięć. Jak powszechnie wiadomo, koncert jest tą wyjątkową okazją, kiedy możemy stanąć twarzą w twarz z artystą i chłonąć dźwięki wszystkimi zmysłami. To właśnie po występach na żywo poznaje się klasę muzyków, a Erith zdała ten swego rodzaju egzamin celująco. Na scenie czuje się jak przysłowiowa ryba w wodzie – śmiało zatraca się w nutach, ale przede wszystkim łapie świetny kontakt z publicznością. Raz po raz zagaduje słuchaczy, opowiada anegdoty związane z poszczególnymi kawałkami i zachęca do wspólnego tańczenia, bo jak twierdzi, wtedy czuje się mniej nieswojo. Dwa razy nie musiała nikogo zachęcać, bo ciało jakoś samo kołysało się do hipnotyzującego pulsu muzyki. Podczas łódzkiego koncertu artystka zaprezentowała cały przekrój utworów ze swojego dotychczasowego dorobku. I tak mogliśmy usłyszeć chociażby „Wooden”, „Don’t go”, „Speed Of Light” czy „It”. Nie zabrakło także najnowszego numeru „Pośród traw”, do którego gliwiczanka tego samego dnia kręciła swój pierwszy teledysk. Publiczność była świadkami także zabawnych momentów. Gdy Erith zapomniała słów pierwszej zwrotki piosenki, z odsieczą przybył zagorzały fan, który jest na jej wszystkich koncertach w centralnej Polsce.

Martyna Biłogan oprócz tego, że jest piekielnie utalentowana, bowiem w pojedynkę potrafi zdziałać tyle, co niekiedy wykonują całe ekipy muzyków i techników - sama komponuje muzykę, gra na gitarze, obsługuje sprzęt i pisze teksty, to w dodatku jest szalenie sympatyczną osobą. Widać, że wkłada całą siebie w swoją muzykę i cieszy się z każdego koncertu jak małe dziecko z prezentów bożonarodzeniowych. Choćby zjawiło się na tym występie dziesięć osób, ona i tak będzie szczęśliwa i wciąż nie przestanie zarażać wszystkich pozytywną energią. I właśnie naładowani jej solidną porcją na pewno wyjdziecie z koncertu gliwiczanki. Chociaż na moment oderwiecie się od zwykłych zajęć, poobcujecie z pięknem i naładujecie akumulatory na dalsze zmagania z codziennością. A przecież o to chodzi w muzyce, prawda?

Komentarze: