Po czterech latach oczekiwań świat usłyszy nowy, ósmy album studyjny najpopularniejszej fińskiej kapeli The Rasmus: płyta zatytułowana po prostu „The Rasmus” ukaże się jeszcze w maju!
Pierwszy singiel „I´m A Mess” w polskich rozgłośniach radiowych będzie miał swoją premierę 30 kwietnia!
A już 11 maja The Rasmus zagra koncert w warszawskiej Stodole! Ostatni raz The Rasmus wystąpili w Warszawie w 2009 roku. Teraz wracają do Polski, by przypomnieć o sobie starym fanom i zjednać sobie nowych! Występ promował będzie nowy album.
„Ponieważ Pauli i Eero mieszkają w innych krajach, nie widzieliśmy się przez trzy miesiące po ukończeniu nagrań w Sztokholmie. Z radością myślę o układaniu setlisty na nasze pierwsze majowe koncerty. A luksus wybierania numerów z ośmiu albumów to też fajna sprawa!” mówi frontman The Rasmus, wokalista Lauri Ylönen.
Przyznaje też, że cztery lata, które upłynęły od ostatniego albumu (poprzednią płytę studyjną „Black Roses” opublikowano w 2008) to długi okres dla każdej kapeli, ale przerwa była konieczna, aby zespół mógł powrócić w szczytowej formie.
„Myślałem, że zwariuję przez to czekanie. Naprawdę chcemy wydawać płyty częściej, więc pora znów się skupić na komponowaniu i nagrywaniu nowych piosenek”
Zespół The Rasmus sprzedał ponad 3,5 miliona płyt na całym świecie, ale podczas nagrywania „The Rasmus” nie było atmosfery presji. Według Lauriego dawne sukcesy i miliony sprzedanych płyt działają na kapelę jedynie motywująco. Muzycy cieszą się każdym hitem, który udało im się przez te lata skomponować (np. singiel „In The Shadows” sprzedał się do tej pory w ponad milionie egzemplarzy).
Proces produkcji płyty znacznie się różnił od sposobu, w jaki powstawał poprzedni album. Lauri Ylönen twierdzi, że tytuł płyty „The Rasmus” dobrze odzwierciedla przebieg jej tworzenia: każda nuta i aranżacja to dzieło muzyków zespołu.
„Po współpracy z legendarnym amerykańskim producentem Desmondem Childem chcieliśmy tym razem znów zdać się na własne siły – nie mieliśmy nawet wytwórni! Zeszłego lata postanowiliśmy pisać piosenki codziennie przez 2 miesiące. Gdy spośród nich wyłoniło się dziesięć naprawdę dobrych kompozycji, zadzwoniliśmy do naszego długoletniego przyjaciela, producenta Martina Hansena, i popłynęliśmy do Szwecji, by je nagrać” .
“Tworzenie albumu jeszcze nigdy nie było tak szybkie, proste, bezstresowe i przyjemne! Czuliśmy, że udało nam się na nowo odnaleźć frajdę z grania muzyki. Pod wieloma względami przypominaliśmy w tym początkującą kapelę. Bardzo odświeżające, a zarazem zupełnie absurdalne uczucie!”