Nasza relacja: Organek w Wytwórni

Nasza relacja: Organek w Wytwórni

Napisać, że dali czadu, to grube niedopowiedzenie i w dodatku zabrzmi banalnie. Jednak Tomasz Organek z zespołem w chłodny wieczór 12 listopada rozpalili łódzką Wytwórnię, serwując soczystą porcję surowego, gitarowego, prawdziwie męskiego grania.

Muzycy koncert rozpoczęli od propozycji z najnowszego albumu Czarna Madonna, który swoją premierę miał zaledwie kilka dni wcześniej. Panowie rozpoczęli z wysokiego C, od razu przechodząc do tych najbardziej żywiołowych i energetycznych numerów, czyli Wiosny i singlowego Mississippi w ogniu. W środkowej części występu Organek i spółka zaprezentowali swoje najbardziej znane utwory z debiutanckiego krążka: Głupi ja, O matko!, Kate Moss czy Italiano. Później znów powróciliśmy do Czarnej Madonny i usłyszeliśmy pochodzące z niej kawałki Ultimo, Ki Czort czy numer tytułowy – utwór przepiękny, przejmujący, który powoli zwiastował koniec koncertu. Część właściwą artyści zamknęli piosenką Nie lubię, ale powrócili jeszcze na bis, aby ponownie wykonać Wiosnę i Mississippi w ogniu, wyciskając resztki sił z uradowanej publiki.

Podczas koncertu muzycy dużo improwizowali, przeistaczając płytowe wersje utworów w blisko piętnastominutowe, muzyczne pejzaże. Nie obawiali się zmienić tempa, nałożyć na siebie nowe warstwy dźwięków czy w ogóle odrobinę pokombinować. Świadczy to o tym, jak swobodnie czują się na scenie i że mają zaufanie do swoich słuchaczy. Po prostu zakładają, że na ich występy przychodzą osoby z określonym muzycznym smakiem, którym tego rodzaju zabiegi powinny przypaść do gustu. Tomek Organek co chwila przedstawiał swoich kolegów z zespołu podkreślając, że chociaż formacja jest sygnowana jego nazwiskiem, to muzycy są jego pełnoprawnymi członkami i tak naprawdę w pojedynkę nie byłby w stanie tyle zdziałać.

Chociaż debiutancka płyta Organka była nieco stonowana, tak podczas występów na żywo było wyraźnie widać, że muzyk jest w swoim żywiole. Obecnie zmieniło się to, że panowie na drugi album przemycili sporą część tego scenicznego powera, a same koncerty nadal stanowią istną petardę. Muszę przyznać, że dawno nie słyszałam tak ostrego, zadziornego i bezpretensjonalnego gitarowego grania. Brzmienie Organka jest brudne, momentami może się wydawać nawet niechlujne, jakby muzycy właśnie wyszli z garażu, a nie mieli za sobą dziesięcioletnie doświadczenie w branży muzycznej. Jednak na tym polega cały urok tej muzyki, bo dzięki temu jest tak prawdziwa i widać, że włożone zostało w nią całe serce i dusza jej twórców.

Komentarze:

Zobacz również: