
Rod Stewart po raz kolejny w Polsce. Tym razem brytyjski muzyk odwiedził 19 lutego Kraków i 21 lutego Gdańsk.
Na drugim z tych koncertów miałem okazję być osobiście. Hala Ergo Arena wypełniła się po brzegi na długo przed rozpoczęciem wydarzenia, a wśród publiczności można było ujrzeć także wiele osób ubranych w barwy piłkarskie Celticu Glasgow - ukochanego klubu Roda Stewarta. Dosłownie kilka minut po godzinie 20:00 wielka kurtyna w biało-czarną kratownicę zaczęła się powoli podnosić. Na scenie ujrzeliśmy sześć pięknych kobiet i instrumentalistów towarzyszących na scenie Rodowi Stewartowi. Gwiazdor na scenie pojawił się po chwili, automatycznie powodując ogromną euforię wśród zgromadzonej publiczności.
Sam koncert ewidentnie został podzielony na dwie części: pierwsza niezwykle kolorowa, barwna, momentami wręcz szalona, kiedy to usłyszeliśmy najbardziej żywiołowe hity i druga - zdecydowanie bardziej kameralna, spokojna, podczas której odśpiewane zostały w szczególności największe ballady w dorobku muzyka. Choć początkowo miało się wrażenie przesłodzenia, to właśnie ta druga część spowodowała zbalansowanie wszystkich nastrojów, dając w ostateczności koncert na najwyższym poziomie, przemyślany w każdym jego aspekcie.
Rod Stewart jako gwiazdor, który sprzedał na świecie ćwierć miliarda płyt, może pozwolić sobie na scenie na pełną swobodę i bez znaczenia co uczyni, nie zostanie to negatywnie odebrane. Podczas ostatniego występu, wokaliście nie spodobały się skarpetki, które założył tego wieczoru - a więc... postanowił je publicznie ściągnąć i pozostać jedynie w butach. Takich momentów można było ujrzeć więcej, ale to też pokazuje z jakim dystansem do siebie funkcjonuje Rod. Można by zadawać sobie pytanie, jak to możliwe, że starszy, bo jakby nie było już prawie 72-letni Pan, z tak niespotykaną energią potrafi skuteznie rozruszać tysiące ludzi, jednocześnie samemu szalejąc, biegając po scenie.
Duże wrażenie robił cały team muzyka, a w szczególności niezwykle charyzmatyczny saksofonista - Jimmy Roberts. Piękne solówki, duża ekspresja przekazu i zachowania na scenie w połączeniu z wielkimi umiejętnościami, dały w ostateczności niesamowite show.
W końcowym etapie koncertu Rod Stewart popisał się zdolnościami piłkarskimi wykopując w stronę publiczności kilkanaście podpisanych przez siebie piłek. Ależ to była walka, a osoby którym udało się złapać prezent od samego Stewarta mogły być z siebie dumne. W trakcie ostatniego utworu na widownię opadły setki balonów... rozpoczęło to wielką, wspólną zabawę w rytm muzyki.
Rod Stewart mimo upływu lat, zadziwia wyjątkowym głosem i sceniczną charyzmę ale koncert wokalisty, prócz wydarzenia muzycznego, jest także wielkim show artystycznym. Świetna oprawa, tańczące i śpiewające dziewczyny, Stewart zmieniający kilkakrotnie ubiór - to wszystko powoduje, że mieliśmy okazję uczestniczyć w czymś wyjątkowym, co często się nie zdarza.