Są połączenia, które są absolutnie fantastyczne. Tak, jak burger, frytki i cola są uważane za topową kombinację kulinarną, tak samo trasa Twilight Force, Accept i Sabaton była zestawem trafionym w dziesiątkę! Przekonać się o tym można było choćby w środę, kiedy to cała trójka zapewniła swym fanom wspaniałą zabawę na warszawskim Torwarze.
Chociaż niektórzy uważają zespół Twilight Force za oscylujący na granicy zabawnego absurdu, trzeba im przyznać, że to co robią, jest niesamowite w swojej formie. Trzeba przyznać, że osadzenie całej koncepcji zespołu w mityczno-średniowiecznej krainie elfów było całkiem ciekawym zabiegiem. I choć wiele osób twierdzi, że zespół prezentuje się przaśnie i z metalem nie ma dużo wspólnego, to jest w nim coś niepokojąco dobrego. Przede wszystkim wokal – Christian jest prawdziwym wokalnym talentem i wielka szkoda, że na żywo nie wyciąga niektórych partii. Tak czy inaczej: brzmi naprawdę dobrze! Cieszy też fakt, że tak młody i świeży zespół już na początku obrał swoją drogę, której konsekwentnie się trzyma (podczas gdy część "świeżaków" zaczyna karierę i zaraz potem zmienia brzmienie). I myślę, że tym bardziej w dobie, gdy prym wiodą słodkie kotki, jednorożce i tęcze, taki pocieszny, radosny power metal jest jak najbardziej pożądany.
Kolejnym punktem programu był występ niemieckiej grupy Accept. Jeszcze przed rozpoczęciem trasy zewsząd grzmiały głosy, że to nie Accept powinien grać przed Sabatonem – lecz raczej na odwrót. Jest to w sumie zrozumiałe, bo mimo wszystko Accept zyskał miano większej legendy, aniżeli Sabaton. Trzeba wszakże pamiętać, że Accept został określony mianem "special guest" co nie zniżało ich do roli "zwykłego suportu". W sumie, to jednocześnie na scenie stanąć nie mogli, a poza tym, myślę, że panowie z obu grup są zbyt dorośli, żeby awanturować się o to, kto ma pierwszy grać. Niemniej, ponad godzinny występ miał w sobie niesamowitego kopa! Pamiętam, że kiedy Udo Dirkschneider opuszczał Accept, tłumy fanów twierdziły, iż najlepszy czas w historii Accept właśnie się skończył. Tymczasem zespół udowodnił, że dalej radzi sobie fantastycznie, a sztandarowe kawałki jak "Princess of The Dawn", "Balls To The Wall" czy "Restless and Wild" ciągle brzmią świetnie. Zresztą klimat całego koncertu był żywcem wyjęty z lat 80-tych, kiedy takie zespoły jak Accept przeżywały lata świetności. Jedno było pewne: moc była tego wieczoru z nimi!
Bliżej 21:30, kiedy ze sceny poleciał cover znanego utworu "In The Army Now", wiadomo było, że to już czas powitać Sabaton. Zespół w sumie nie miał łatwo – ich perkusista, Hannes, wrócił do domu, do swojej ciężarnej ukochanej, więc musiał go zastąpić Daniel Sjögren (bębniarz Twilight Force). W dodatku była to pierwsza dłuższa trasa z nowym gitarzystą, Tommym Johanssonem. Ale widać, że szwedzka maszyna radzi sobie ze wszystkim.
Na tej trasie panowie zadbali o oprawę artystyczną: do dyspozycji mieli za sobą wielki telebim, na którym wyświetlane były grafiki, przygotowane specjalnie pod każdą z piosenek. Ponadto, kilku piosenkom towarzyszyły dodatkowe atrakcje – na przykład w trakcie kawałka "Sparta", na scenie pojawił się oddział hoplitów, a i sam Joakim śpiewał w stroju przypominającym zbroję z filmu "300". Sama setlista była w sumie typowym przekrojem przez twórczość Sabatonu, ale z niespodziewanymi momentami, takimi jak dawno niegrany "Union" czy "The Final Solution" w wersji akustycznej. Nie zabrakło także polskich akcentów w postaci "40:1", "Uprising", czy pochodzącej z ostatniego albumu piosenki "Winged Hussars" opowiadającej o odsieczy wiedeńskiej – ich obecność w secie jest już raczej brana na polskiej trasie jako pewnik.
Trzeba przyznać Sabatonowi, że za każdym przyjazdem mają niemal w 100% wyprzedane sale i zawsze są witani jak swoi. Myślę, że to też kwestia kontaktu z publicznością, która zawsze namawia zespół do wypicia piwa – prowadząc ich, jak mówi Joakim, w "pewny alkoholizm". Ale myślę, że i panowie mają wielki sentyment do Polski, bo pojawiają się tutaj na każdej europejskiej trasie. Można zatem powiedzieć, że uczucie między fanami a zespołem jest w pełni odwzajemnione.
Trasa "The Last Tour" zbiera świetne recenzje w całej Europie. Miejmy jedynie nadzieję, że tytuł trasy nie zwiastuje tego, że jest to ostatnia sabatonowa trasa. Ale jeśli zespół jest tak doceniany przez fanów i całe muzyczne środowisko, raczej powinien patrzeć w przód, niż myśleć o postoju. Niemniej, czekamy na dalsze posunięcia Sabatonu. Może kolejna płyta albo kolejna trasa na jesień…?