
3 marca w Krakowie, w Tauron Arena odbyło się widowisko, którego główną atrakcją był występ tak dobrze znanego i uwielbianego w Polsce, szwedzkiego zespołu Sabaton.
Wieczór w Tauron Arenie otworzył Twilight Force – power metalowa kapela ze Szwecji.
Po nich na scenę wpadły energiczne dinozaury heavy metalu i co-headliner całego koncertu, niemiecka kapela Accept. Panowie, którzy w przyszłym roku obchodzić będą półwiecze działalności, jak zawsze zachwycali zarówno poziomem muzycznym, jak i kontaktem z publiką, która z zaangażowaniem śledziła prezentację sceniczną.
Gdy już, Accept rozgrzał publiczność, na scenę wyszli członkowie Sabatonu. Po „In The Army Now" i „The March to War" odegranych z taśmy jako intro, zespół zaprezentował nieśmiertelne „Ghost Division", otwierające każdy koncert. Później już było tylko ciekawiej. W „Sparcie", Joakim występował w Greckim hełmie. „The Final Solution" chłopaki z Sabatonu zagrali akustycznie, przy świetle pochodzącym z wąskiej linii ognia na scenie i zapalniczek. W końcu cierpliwość publiczności została nagrodzona i kapela zaprezentowała tak długo wyczekiwane „nasze" utwory – „Uprising", „Winged Hussars" i „40:1". W międzyczasie publice przedstawiono nowego gitarzystę – Tommy Johansson, oraz tymczasowego perkusistę – Daniela Sjorgena, który jednocześnie gra w Twilight Force. Hannes van Dahl pozostał w Szwecji ze swoim nowonarodzonym dzieckiem.
Jakkolwiek setlista była naprawdę ciekawa, tak oprawa koncertu nieco mnie rozczarowała. Wraz ze wzrostem popularności w show muszą pojawiać się nowe elementy. Nie zawsze dobrze to wychodzi. Telebim z wizualizacjami jest bardzo ciekawym urozmaiceniem występu, pod warunkiem, że klipy są dobrze przemyślane. Niestety, w tym przypadku ani nie były szczególnie efektowne, ani nie generowały „wartości dodanej" do utworów.
Nie zabrakło też żenującego momentu. Po prezentacji Tommy'ego Johanssona. Joakim dał mu prawo do wyboru jednej piosenki. Wioślarz zaczął ma gitarze grać „Swedish Pagans", na co wokalista sprzeciwił się słowami: „No, you know I do not play this song!" Przez chwilę ma scenie toczyła się „sprzeczka" dookoła utworu, po czym na wyświetlaczu pojawiły się wizualizacje do niego. Cała dyskusja okazała się słabo wyreżyserowanym trickiem, zapewne mającym na celu wzbudzenie uwagi.
Zawiedli także dźwiękowcy. Całość grano za głośno, gitary ściśnięto w jedno. Z perkusji słyszałem same bębny, a wokal był tak niewyraźny, że z trudem przychodziło rozróżnianie słów. Pod tym względem zdecydowanie najlepiej wypadł Accept, który mimo że również grał za głośno, był diametralnie lepiej słyszalny.
Z przykrością muszę stwierdzić, że Szwedzi nie radzą sobie z rozbudową show, mimo że tak wiele serca wkładają w każdy grany przez siebie kawałek. Mam nadzieję, że szybko uporają się z tym problemem i wkrótce zobaczymy Sabaton w ich najlepszej formie.