Koncerty akustyczne mają to do siebie, że z jednej strony wprowadzają widza w bardzo kameralną, wręcz przytulną atmosferę, a z drugiej – koncert traci niekiedy coś ze swojego "pazura", zwłaszcza wtedy, kiedy rockowe zespoły decydują się dać występ "unplugged". Jak zatem wypadł Kult bez prądu?
Obecna trasa „Kult Akustik” ma przypomnieć fanom, jak brzmi Kazik bez podłączonych gitar. Nie są to bowiem pierwsze akustyczne koncerty w historii zespołu – w 2010 ukazało się wydawnictwo „Kult MTV Unplugged” nagrane w warszawskim Och-Teatrze. Tym razem jednak koncert nie odbył się w teatrze, lecz w miejscu zdecydowanie bardziej kojarzącym się z Kazikiem – w klubie studenckim Stodoła. Cały występ nie potrzebował nawet przysłowiowej rozgrzewki w postaci zespołu supportującego – jedyną gwiazdą wieczoru pozostawał Kult. Brak supportu rekompensowali goście w trakcie koncertu tacy jak: Zacier, Dr Yry i Janusz.
Można by było pomyśleć, że 19:00 to trochę wczesna godzina, jak na taki koncert. A potem myśl tą bombarduje fakt, że koncert trwa… 3 godziny! Repertuar był tradycyjnym przekrojem przez twórczość Kazika i jego projektów oraz parę kawałków z repertuaru jego gości. Przede wszystkim, całe show zaczęło się z przytupem od „Hej Czy Nie Wiecie”. Od razu można było zobaczyć, że Kazik jest w całkiem niezłej formie – jego głos brzmiał naprawdę dobrze i tak już pozostało do końca koncertu, i to pomimo jego długości! Oczywiście Kazik do końca pozostał sobą i wśród całej orkiestry występował w dresie i T-shircie, ale chyba za tą prostotę fani najbardziej go kochają. Atmosfera, z racji miejsc siedzących miała z początku lekko sztywny charakter, ale Kazik potrafi wywołać bunt w widzach zmuszając ich – ku niezadowoleniu ochrony – do opuszczenia krzeseł i tańca pod sceną. Nawet pomimo akustycznego charakteru koncertu, jakoś dziwnie oglądać Kult na siedząco.
Potem poleciały największe kawałki zespołu takie jak „Arahja”, „Czarne Słońca” czy „Berlin”, Dr. Yry wykonał „Zabiłem Ministra Finansów” taszcząc ze sobą kukłę ze świńskim łbem, a potem w duecie wykonali „Wojna W Polsce”. Kolejnym gościem na scenie był Janusz. Publika drapała się w głowę, kim ów Janusz może być i skąd się wziął, inni domagali się aby Janusz… zszedł ze sceny (nie tymi słowami ale cóż…), jeszcze inni oglądali w spokoju. Myślę, że Ci, którzy krzyczeli najgłośniej nie wiedzieli, że domagają się wyrzucenia ze sceny… syna Kazika! A wspólne występy ojca i syna (czy inne rodzinne duety) niewątpliwie są zawsze miłym elementem koncertu. Nawet jeśli syn nie do końca wpisuje się w brzmienie ojca – tu ta różnica nie biła po oczach a momentami nawet nieźle brzmiała.
Ostatnim już scenicznym gościem był Zacier, który miał nawet swoje 3 utwory na Kultowej setliście (kawałek „Pęknięta umywalka na stosie choinek” wykonał razem z Kazikiem). Poza tym, już pod koniec setlisty przy kawałkach „Celina”, „Polska”, „Baranek” czy „The Passenger” pod sceną był szał. W końcu z ludzi powychodził prawdziwy charakter fanów Kultu – ludzi skłonnych do zabawy. Jednym z kulminacyjnych momentów było wykonanie przedostatniego utworu – „Wódka” na cztery głosy, z całą trójką gości. Zaraz po tym Kazik dołożył jeszcze „Sowietów” i po 3 godzinach pożegnał całą publikę. Przez następne trzy dni pod rząd czekały go kolejne 3-godzinne koncerty (a trzeba zaznaczyć, że to nie lada wyczyn) więc nie było mowy o kolejnym bisie.
Kto nie zdołał zobaczyć Kultu na trasie „Akustik” w Warszawie teraz, ma jeszcze okazję odwiedzić klub Stodoła 9 kwietnia. I polecamy z pełną odpowiedzialnością, bo warto! Sama trasa zakończy się 20 kwietnia koncertem w Londynie – londyńskiej Polonii też polecamy się wybrać!