Nasza fotorelacja: Bloodbound, Thobbe Englund i goście w warszawskim Pogłosie

Nasza fotorelacja: Bloodbound, Thobbe Englund i goście w warszawskim Pogłosie

Małe undergroundowe koncerty niewątpliwie mają swój klimat. Udowodnił to chociażby ostatni koncert w klubie „Pogłos” – klubu, który pomimo bycia stosunkowo świeżo otwartym, nadal pozostaje w klubowym podziemiu.

Niewątpliwie cały koncert skradła osoba Thobbego Englunda – byłego gitarzysty Sabatonu. Jak widać odejście mu służy, bo ma teraz okazję skupić się na własnej twórczości - a trzeba przyznać, że jest naprawdę dobra. I można powiedzieć, że dopiero teraz Thobbe startuje z dużą promocją solowego materiału (włącznie z nową, dopiero co wydaną płytą „Sold My Soul”). Trzeba przyznać, że na żywo Thobbe wraz z zespołem brzmi nawet lepiej niż na płycie. Chyba głównie dlatego, iż Thobbe ma niezłe zaplecze wokalne pomimo że dotychczas był kojarzony jedynie z gitarowymi popisami. Niemniej, trzymamy kciuki za sympatycznego Szweda, by jego solowa kariera rozwijała się prężnie jak pąki na drzewach wiosną...

Do składu całego show należy dorzucić jeszcze szwedzki zespół Rexoria oraz nasz rodzimy Crystal Viper z utalentowanymi paniami na wokalu w obu przypadkach. Jak widać, w muzyce metalowej jest miejsce na damskie wokale – i to jakie! Cieszy fakt, że na trasie zagranicznych kapel znalazł się polski akcent, dzięki czemu kolejny rodzimy zespół zyskał szansę na pokazanie się publiczności w kilku krajach Europy. Warto w tym miejscu nadmienić, że wokalistkę Crystal Vipera, Martę Gabriel, z Thobbem łączy nie tylko ta trasa – przed kilku laty Marta wzięła bowiem udział w nagraniu polskiej wersji słynnego singla Sabatonu, "40:1".

Nie można zapomnieć o gwieździe wieczoru – kapeli Bloodbound. Wraz z nimi na scenie pojawił się ponownie wspomniany już wcześniej Thobbe Englund – na tej trasie zastąpuje jednego z regularnych gitarzystów zespołu i wydaje się, że przynajmniej w Warszawie po raz kolejny skradł Bloodboundom całe show. Niemniej, trzeba nadmienić, że koncert wyszedł im świetnie. Pomimo, iż scena gabarytowo nie była największa i nie można na niej było uskuteczniać za dużo ruchu scenicznego, Bloodbound dawał z siebie 100%. Może i image zespołu jest trochę przerysowany - ale w ich przypadku liczy się przede wszystkim muzyka, którą tworzą i pasja, z jaką podchodzą do całego grania. To się ceni!

Miło, że w naszej stolicy otwierają się takie miejsca jak „Pogłos”, które mają swój brudny klimat, i że w takich miejscach odbywają się takie koncerty jak ten środowy. Czekamy z niecierpliwością na kolejne wieści z obozu Englundowo-Bloodboundowego i oczekujemy ich szybkiego powrotu w nasze progi!

Komentarze: