Za nami 6-ta edycja LuxFestu. Jeszcze nie tak dawno był to ledwie mały, lokalny poznański festiwal, jednak z roku na rok przyciąga coraz więcej ludzi! A trzeba przyznać, że ma czym!
Patrząc na skład szóstego LuxFestu, wielu mogło stwierdzić że… no taki trochę groch z kapustą. Bo z jednej strony mamy Kult i Luxtorpedę, z drugiej – KęKę i Pawbeats, z jeszcze innej Projekt "Za Wolność", a z jeszcze zupełnie innej Arka Noego, tradycyjnie rozpoczynająca każdy LuxFest. Może i mają ludzie racje, że w składzie dużo się dzieje… ale… to właśnie sprawia, że Luxfest jest dla wszystkich. WSZYSTKICH. Przez korytarze poznańskiej Areny przewijają się zatem zarówno długowłosi panowie w skórach, starsi fani Kultu, pamiętający czasy, kiedy Kazik był jeszcze młody i przystojny (bo teraz jest tylko przystojny), rodziny z dziećmi, matki i ojcowie z wózkami, młodociani fani rapu, jacyś ludzie w koszulkach Luxtorpedy z wdzięcznym napisem ‘Luxforum’, słowem: WSZYSCY. LuxFest ma za zadanie zaprosić do siebie wszystkich, obiecując, że każdy znajdzie tu coś dla siebie. I faktycznie tak jest.
Wiecie, byli tam ludzie, którzy wisieli na barierkach na koncercie Luxtorpedy, czekając de facto na Pawbeats. I o ile na początku demonstrowali znudzenie i brak zainteresowania tak już potem całkiem się w koncert wkręcili i nawet próbowali coś tam podśpiewywać. Tak samo z ludźmi, którzy czekali na Kult: niby nie ich klimat, ale ręka sama lata do rytmu. LuxFest po prostu łączy pokolenia.
A propos pokoleń…
Przybijam LuxFestowi przysłowiowe ‘high five’ za tak fajne zorganizowanie pod kątem rodzin. Ostatnio bardzo dużo miejsc daje zakaz wstępu dzieciom z bardziej lub mniej racjonalnych powodów. W tych czasach łatwo jest postawić zakaz i wymagać jego uszanowania. Ale ciężej jest zrobić coś, gdzie zarówno dziecko, jak i rodzice będą się czuli dobrze. A LuxFest dba nie tylko o atrakcje dla maluchów w postaci strefy LuxArt, ale też o kącik dla tych naprawdę najmniejszych – gdzieś, gdzie mamy będą mogły przewinąć czy nakarmić swoją pociechę. I żeby nie było – nie mam dzieci i temat macierzyństwa póki co omija mnie szerokim łukiem. Ale jestem też obserwatorem i bardzo często obserwuję mamy, które po raz kolejny widząc zakaz wstępu z dzieckiem, podwijają ogon i idą dalej. Bo muszą. A tu proszę – impreza, na której nie musisz się martwić, że obok piwa nie zabraknie soków i że nikt nie będzie patrzył na twoje dziecko jak na ‘rozwrzeszczanego bachora’ – tylko jak na gościa, którego LuxFest się spodziewał.
Z rzeczy przyziemnych: duży plus za świetne nagłośnienie. Byłam zarówno na trybunach jak i pod sceną; wszędzie słychać dobrze a dźwięk nie ‘pływał’. I nawet pomysł z otwartymi trybunami działa. Chcesz iść pod scenę, to idziesz pod scenę, chcesz odetchnąć – idziesz siąść na trybuny. Bez rozdzielania biletów na strefy (już to parę razy kilku agencjom nie wyszło…). Mam wrażenie, że Luxfest udowadnia, że mimo, że z boku festiwal może wydawać się trochę takim logistycznym zamieszaniem, to w praktyce wszystko chodzi jak w zegarku. Zresztą, organizatorzy już dobrze wiedzą, jak zrobić tak, żeby było najlepiej. Wiecie… ta poznańska dokładność… ;)
Do następnego LuxFestu, kochani!