Nasza fotorelacja z koncertu Scorpions w Ergo Arenie: dinozaury rocka wciąż mają ten pazur!

Nasza fotorelacja z koncertu Scorpions w Ergo Arenie: dinozaury rocka wciąż mają ten pazur!

Zapraszamy do naszej fotorelacji z koncertu zespołu Scorpions w Ergo Arenie, mieszczącej się na pograniczu Gdańska i Sopotu.

Grudniowy koncert Scorpions był dla wielu idealnym prezentem (prawie)mikołajkowym i z pewnością ostatnim tak dużym koncertem, zwieczniającym tegoroczne koncertowe wojaże. Co by nie mówić – Scorpionsi są taką legendą, że warto było jechać przez całą Polskę zaśnieżonymi drogi, żeby ich zobaczyć.

Jadąc w busie w stronę Gdańska, zastanawiałam się czego ja właściwie oczekuję od tego koncertu. Stwierdziłam, że po prostu oczekuję WSZYSTKIEGO – a czym jest wszystko, okaże się po koncercie. Legendy rocka potrafią być całkiem tendencyjne, ale z drugiej strony – czy ktokolwiek liczy na to, że takie nie będą? Czy ktokolwiek, jadąc 1 grudnia do Gdańska liczył, że nie będzie takich szlagierów jak "Wind Of Change" czy "Rock You Like A Hurricane"?

Publikę przed koncertem rozgrzewał rodzimy Nocny Kochanek. Panowie nie mieli łatwego zadania – fala hejtu spadła z nieba niczym grudniowy śnieg wraz z ogłoszeniem ich udziału w tym wydarzeniu. Ale Kochanek poradził sobie na scenie, jak zawsze, świetnie. Oczywiście, wśród publiczności dalej byli ludzie, którzy w kółko cytowali kawałek "Dziewczyna z kebabem" a konkretnie fragment: "Wyjdź stąd, tam są drzwi" (i to na każdym numerze) – ale byli również i tacy, co przyszli z kwaśną miną, po 2-3 kawałkach zaczęli radośnie tupać nogą, a po czterech była już zabawa na całego. Nie wiem zresztą, skąd ten hejt na Nocnego Kochanka – muzycznie są bardzo dobrzy, tekstowo są po prostu jajcarscy. Czyżby część publiki nie lubiła się pośmiać, a druga cześć zarzucała, że są zbyt popularni? Czyżby następnym etapem miało być pisanie na murach: "Nocny Kochanek się sprzedał"? ;)

Kiedy mieszanina euforii i hejtu już opadła, na scenie pojawiła się gwiazda wieczoru – zespół Scorpions. Leciwi są, to trzeba przyznać – ale widać, że dają z siebie wszystko co mogą. I wiadomo, Klaus już nie ma tej dynamiki, co kiedyś, lecz dalej wkłada w swoje występy całe serducho – co może nie jest dostrzegalne na pierwszy rzut oka, ale uwidacznia się w jego twarzy. Cały przydział energii przewidziany dla zespołu podzielili między soba gitarzysta Rudolf Schenker i perkusista Mikkey Dee. Tak, ten Mikkey Dee – wieloletni bębniarz Motörhead – od zeszłego roku jest oficjalnym członkiem Scorpionsów. Mnie ta wiadomość ucieszyła niezmiernie, gdyż Mikkey od lat ma u mnie tak zwany "szacun" przez wzgląd na swój wielki talent. A i nawet teraz dał popis swoich umiejętności serwując publice kilkuminutowe perkusyjne solo.

Jedyne, o co mogłabym się przyczepić, to… wepchnięcie kawałka Motörhead do seta Scorpionsów. Czy wyobrażacie sobie "Overkill" zaśpiewany przez Klausa? Ja też sobie nie wyobrażałam – ale jednak się to stało. I nie to, żeby Klaus jakoś zarżnął to wokalnie. Wręcz przeciwnie, zaśpiewał bardzo poprawnie. Jednak jego wokal do tego kawałka pasował, jak mawia mój dziadzio, "jak świni siodło". Po prostu: NIE. Co do całego seta, składał się w sumie 16 kawałków, przy czym niektóre były de facto kompilacjami kilku (jak choćby zlepek ballad, złożony z fragmentów utworów "Always Somewhere", "Eye Of The Storm" i "Send Me An Angel"). Krótko mówiąc: koncert na półtorej godziny. W secie właściwie nie znalazły się żadne niespodzianki. Bo w sumie, czy po osiągnięciu takiej popularności robiliby koncerty przybliżające ich mniej znaną, wręcz niszową twórczość? Publika zna największe hity – więc publika dostaje to co chce. Zresztą to i tak domena dużych zespołów – dajesz publice to, co się wśród niej najbardziej przyjęło i z czego najbardziej Cię znają. I żeby nie było – wcale tego nie krytykuję.

A co do samej publiczności… odnoszę wrażenie, że tłum zaczął się bawić dopiero na "Rock You Like A Hurricane". Szkoda tylko, że to był ostatni kawałek. I nie neguję, że niektórzy bawili się wyśmienicie, po prostu mam wrażenie, że na mniejszych koncertach jest więcej ludzi, którzy się ruszają niż było tutaj. Ale mówię to tylko z perspektywy własnego otoczenia. Ja sama bawiłam się świetnie, więc polecam zatem wybrać się na którykolwiek z przyszłych koncertów Scorpions. Nie wiadomo, kiedy przestaną żartować i zrobią prawdziwie pożegnalną trasę... ;)

Komentarze: