Czy zastanawialiście się kiedyś, jak wyglądałby Wasz wymarzony koncert? Jeśli jesteście muzykami – z kim najbardziej chcielibyście zagrać na takim koncercie marzeń? A co jeśli... zażyczylibyście sobie taki koncert na urodziny?
Robert „Litza” Friedrich, lider Luxtorpedy, wymarzył sobie koncert ze wszystkimi muzykami, z którymi współpracował od początków kariery. Dosyć długiej kariery, należy dodać. I co więcej – nie tylko wymarzył, ale i zrealizował, obchodząc 50-te urodziny (które ma w kwietniu) po raz drugi w październiku. Koncert odbył się pod szyldem „Luxtorpeda i Goście” i zastąpił (nie obawiajcie się – tylko jednorazowo!) odbywający się w Poznaniu co roku i sławny w tych stronach LuxFest.
Całe wydarzenie otwierał zespół Drope – młodzi ludzie, którzy jak się dobrze rozkręcą, to może z tego wyjść coś naprawdę dobrego. Oprócz samej muzyki – zdecydowanie na plus wyróżniał się wokal: Cezary "Paleta" Nickel ma wszelkie dane ku temu, by zajść naprawdę daleko!
Następna w kolejce, jakże inaczej – Luxtorpeda. Tym razem obyło się bez długich historii między utworami, nie było nakreślania kontekstów poszczególnych piosenek, wręcz poleciało ze sceny: „Nie będę Wam tłumaczył, bo wszystko już wiecie”. To może oznaczać tylko jedno: stare kawałki latają już tak długo, że czas na nową płytę. I zdradzę Wam sekret, że nowa płyta w istocie będzie, jak tylko wszystkie kwestie techniczne się unormują. Pomijając to – to był, jak przystało na Luxtorpedę, kolejny dobry koncert, w którego secie, oprócz standardowego zestawu, pojawiły się też dawno niesłyszane numery pokroju „Gdzie Ty jesteś?” czy „Niezalogowany”.
Po Luxach przyszła wreszcie pora na najważniejsze danie wieczoru, czyli urodzinowe show! Jubileuszową część koncertu otworzyło 2TM2,3, czyli 4/5 Luxtorpedy, wzmocnione Tomaszem Budzyńskim na wokalu oraz Beatą Polak na perkusji.
Potem na scenie pojawił się KNŻ, czyli Kazik Na Żywo... bez Kazika. Kazik nie mógł wystąpić, bo robił w tym czasie rzeczy ważniejsze – a umówmy się, że urlop z żoną jest ważniejszy od wszystkiego. Ale i bez niego KNŻ dało radę: początkowo wokalem zajął się Goehs, a później za mikrofon chwycił... Krzyżyk, występując w masce Kazika. Się działo!
Następnie wielka gratka dla fanów metalu – liderzy pierwotnego składu zespołu Turbo, czyli Wojciech Hoffman i Grzegorz Kupczyk, znowu na jednej scenie! Wsparci przez Litzę, Krzyżyka i Kmietę zagrali wprawdzie ledwie 3 utwory, jednak przyznać trzeba – to było mocne widowisko!
Po Turbo scenę w swe posiadanie objął przedostatni zespół w kolejce – Flapjack. Formacja ta, co prawda, nie zyskała nigdy takiej sławy, jak wyżej wymienione grupy, ale koncertowej energii i takiego charakterystycznego, mocnego uderzenia nie można im odmówić.
Na deser Litza zostawił zespół, który sprawił, że scena zapłonęła: Acid Drinkers. Tych panów nikomu nie trzeba przedstawiać, więc możecie się łatwo domyślić, co się działo na scenie. Titus z Litzą szaleli na scenie jak za najlepszych lat, w czym wtórowała im nie tylko reszta zespołu, ale i zgromadzona za barierkami publiczność. Był ogień!
Mi, w tej całej liście gości, zabrakło jeszcze jednego... pierwszego, oryginalnego składu Arki Noego! Ale może kiedyś... ;-)
Co prawda sety wszystkich gościnnych zespołów nie były długie, lecz zebrane razem do kupy pokazały, jak wielki muzyczny dorobek uzbierał na przestrzeni lat muzyk łączący wszystkie te formacje: Robert „Litza” Friedrich. Nie zostaje nam nic innego, jak czekać na kolejny element tego dorobku: nową płytę zespołu Luxtorpeda!