Ubiegły piątek stał pod znakiem melodyjnego rocka rodem ze Skandynawii! Na scenie krakowskiego klubu Zaścianek zaprezentowały się tego wieczoru trzy fantastyczne kapele z północnej Europy: H.E.A.T, One Desire i Shiraz Lane.
Wprawdzie czasy, gdy glam/melodic rock królował na mainstreamowych listach przebojów minęły już chyba bezpowrotnie, jednak ta odmiana gitarowego grania wciąż ma wielu entuzjastów. Na szczęście, fani gatunku nie muszą żyć jedynie przeszłymi dokonaniami gigantów rocka na czele z Bon Jovi, Def Leppard, KISS czy Europe – młodych zespołów wpisujących się w ten nurt wbrew pozorom wcale nie brakuje. Co ciekawe, sporo z nich wywodzi się ze Skandynawii – wygląda więc na to, że w szwedzkim, norweskim czy fińskim klimacie melodyjny rock ma po prostu odpowiednie warunki do rozwoju... ;-)
>
To właśnie headliner piątkowego koncertu, pochodzący ze szwedzkiej miejscowości Upplands Väsby zespół H.E.A.T, postrzegany jest jako jedna z najważniejszych młodych kapel, próbujących doprowadzić do renesansu melodyjnego rocka. Zespół, na którego czele od 2010 roku stoi zwycięzca szwedzkiego Idola, Erik Grönwall, dorobił się już kilkunastu przebojów i licznego grona rozsianych po całym świecie fanów. Wielbicieli twórczości H.E.A.T nie brakowało także i w Polsce – pewnym więc było, że podczas długo wyczekiwanego, pierwszego koncertu tej grupy w naszym kraju krakowski klub Zaścianek wypełni się w całości.
Wraz z H.E.A.T do grodu Kraka przyjechały dwa świetnie rokujące fińskie zespoły ze stajni wytwórni Frontiers Records – Shiraz Lane i One Desire. Choć oba mają papiery na dobre granie, to przyznam szczerze, że bardziej przypadł mi do gustu ten drugi. W grze Shiraz Lane jest tyleż energii, co chaosu, przez co – mimo kilkuletniego już stażu scenicznego i 3 wydawnictw (2 albumy i EPka) brzmi on nadal cokolwiek... garażowo. Zdecydowanie lepsze wrażenie wywiera One Desire. Ten zespół dorobił się wprawdzie dotąd tylko jednego (i to, mimo wszystko, dość nierównego) krążka – jednak takie kawałki, jak "Apologize", "Buried Alive" czy przede wszystkim "Hurt" pokazują, jak wielki potencjał drzemie w tych chłopakach. Oj, będą z nich ludzie!
Po dwóch dość krótkich setach młodych Finów przyszedł wreszcie czas na długo wyczekiwany (w moim przypadku – dobre 6 lat, od premiery krążka "Address The Nation") crème de la crème wieczoru: H.E.A.T. Cóż tam się działo! Chyba żadne słowa nie są w stanie w odpowiedni sposób oddać tego, jak wyglądał występ Erika i spółki. Piątka Szwedów dokonała tego wieczoru podboju kameralnej sali w Zaścianku w iście wikińskim stylu – rzucając krakowską publiczność na kolana. Klasą sam dla siebie był Erik Grönwall, który okazał się prawdziwym Erykiem Zwycięskim. To, co zaprezentował na scenie, naprawdę mogło wgnieść w ziemię: do fenomenalnej formy wokalnej dołożył niesamowitą energię i charyzmę, dzięki której od pierwszej do ostatniej minuty występu porywał za sobą wszystkich uczestników koncertu do zabawy – czy to wtedy, gdy wędrował na ich rękach z jednego końca sali na drugi, czy to zachęcając do wspólnego śpiewu, gdy samemu wyszedł na środek sceny z gitarą, by zagrać akustyczną wersję kawałka "Laughing At Tomorrow". Prawdziwy frontman przez duże "F"! Tak po prawdzie jednak, to pozostali członkowie grupy (Jona Tee, Jimmy Jay, Crash i Dave Dalone) nie pozostawali za nim daleko w tyle. Półtorej godziny z muzyką H.E.A.T zleciało jak z płatka. Ależ to było show!
Tych, którzy z jakiegoś powodu opuścili ten fantastyczny występ H.E.A.T w Krakowie, uspokajamy: obiecali, że wrócą! Organizatorzy koncertu, czyli management klubu Zaścianek, zdradzili nawet po cichu na Facebooku, że być może uda się coś zorganizować już jesienią przyszłego roku. I zespół, i klub trzymamy za słowo – bo chyba nikt nie pogardziłby powtórką...?