„Rosja to stan umysłu”, jak już przyjęło się mówić w naszym kraju. Ale chyba nie tylko w naszym – bo zdaje się, że członkowie grupy Little Big starają się to podkreślać na każdym kroku, przerysowując stereotypy do granic możliwości.
Przypomnijmy może, że klip do kawałka „Everyday I"m Drinking”, który niejako wyniósł ich na YouTube’owej fali popularności, zawiera większość rosyjskich stereotypów: alkoholizm, niedźwiedzie czy ludowość pod każdą postacią. Ale grupa Little Big nie skupia się jedynie na ukazaniu swojego kraju w krzywym zwierciadle, bo tematyka ich utworów jest bardzo szeroka: od obrotu gotówką („Give Me Your Money”), przez polityczną satyrę („Lolly Bomb”), przez rozterki miłosne („Skibidi”) po… problemy z przyrodzeniem („Big Dick”). I konia z rzędem dla tego, kto będzie w stanie wytłumaczyć, o czym jest kawałek "Faradenza".
Dodatkowo wszystkie klipy są najdziwniejszymi doświadczeniami dla oka, jakie można sobie wyobrazić. Co więcej, grupa Little Big tworzy je sama, a za większość pomysłów jest odpowiedzialny nie kto inny jak lider grupy – Ilia Prusikin. I kiedy zdaje nam się, że już doszliśmy do granic absurdu tego, co siedzi w głowie Ilii, wtedy właśnie pojawia się nowy teledysk...
Nic więc dziwnego, że przy takiej popularności, bilety na warszawski koncert formacji Little Big rozeszły się jak ciepłe bułeczki, a miejsce koncertu zamieniono aż 2! razy. Finalnie jednak padło na halę EXPO XXI, co było dobrym wyborem ze względu na ogrom miejsca – ale tylko pozornie... Pod sceną bowiem trwała taka impreza, jak w niejednym popularnym klubie się nie zdarza, a powietrza zaczęło brakować od pierwszych minut koncertu.
W przypadku Little Biga nawet czasówka koncertu nie może się „zgadzać” – support nie wystąpił przed gwiazdą wieczoru, a… w środku seta! Owym gościem była Tatarka – utalentowana, rosyjska raperka a prywatnie – żona Ilii Prusikina. Któż by się spodziewał... ;-)
Nie był to ich pierwszy koncert w Polsce – początki wizytowania naszego kraju przez Little Big datują się na 6 lat wstecz, gdy wystąpili razem z grupą Die Antwoord, do której bardzo często są porównywani, co według mnie – nie ma żadnego uzasadnienia. Minimalne podobieństwo może i gdzieś jest, ale Little Big i Die Antword to dwie różne historie.
Jeśli chcecie się przekonać, czym jest popularna w języku młodzieżowym, "ruska wixa", serdecznie zapraszam na ich koncerty. Wiem, że wielu ludzi nie rozumie kompletnie ich fenomenu (co szanuję!), ale nie ma lepszego miejsca na bezkarne robienie z siebie idioty, niż występy Little Big. I tak żaden brak umiejętności tanecznych nie będzie mniej głupawy, niż choreografia "Skibidi"… ;-)