Zapraszamy do obejrzenia naszej galerii zdjęć oraz lektury naszych wspomnień z pierwszego polskiego koncertu mongolskiej formacji The HU!
Nie pamiętam, kiedy ostatnio czyjakolwiek kariera ruszyła z kopyta tak, jak ta, która jest udziałem zespołu The HU – i to po wypuszczeniu ledwie jednego kawałka! Numer "Yuve Yuve Yu" w bardzo krótkim czasie osiągnął kilkanaście milionów wyświetleń i był masowo udostępniany we wszystkich mediach społecznościowych. Przyznaję, że na początku pomyślałam, iż to po prostu chwilowy szał na zespół z Mongolii, który wydał jeden chwytliwy kawałek. Zmieniłam jednak zdanie od razu po przesłuchaniu owego utworu. Muszę też przyznać, że sam teledysk, jak na debiut, jest świetnie zrobiony.
Muzyczna estetyka The HU nie jest przypadkowa: panowie ukończyli konserwatorium muzyczne w Ułan Bator, a Nyamjantsan Galsanjamts, znany jako Jaya, pracuje w owym konserwatorium jako ciało pedagogiczne. Ważny jej element stanowią instrumenty wykorzystywane na scenie, takie jak tumur chuur, morin chuur (coś w stylu mongolskiej gitary o... dwóch strunach!) czy mongolskie bębny. Ponadto, panowie śpiewają w swoim ojczystym języku, który jest rytmiczny, a nie melodyjny, jak przykładowo angielski, francuski czy rosyjski. Śpiew gardłowy ma w sobie coś takiego, co bardzo pasuje do hard rockowych klimatów. Poza tym, The HU od samego początku postawiło na mongolski anturaż (zarówno personalny, jak i sceniczny), co było właściwie "kropką nad i" do uznania zespołu za dopracowany w każdym calu.
Co zatem stoi za tak wielkim sukcesem The HU? Cóż, być może stworzenie czegoś, czego jeszcze nie było, i znalezienie własnej niszy. Wśród zespołów, które w swoim brzmieniu powielają schematy, bo chcą grać tak jak legendy rocka, The HU jest jak powiew świeżego powietrza. Panowie po prostu mieli na siebie pomysł!
Jeśli ktoś powie Wam, że trzeba śpiewać po angielsku, by podbić międzynarodowy rynek muzyczny, pokażcie mu palcem The HU i powiedzcie, żeby jeszcze raz przemyślał swoją teorię. Po koncercie, który w miniony poniedziałek (24.06) dali w warszawskiej Proximie, jestem skłonna twierdzić, że panowie najbardziej międzynarodowy język świata znają w dosyć minimalnym stopniu, bo komunikacja z tłumem ograniczała się tylko do najprostszych zwrotów pokroju "C'mon!" czy "Let's dance!". W pewnym momencie jednak Jaya, czyli wokalista, zaczął przemawiać do ludu po mongolsku – na co polscy fani nie pozostali mu dłużni i zaczęli skandować radosne "napie*dalać!", co wzbudziło u Jayi wielki zachwyt (może później ktoś go uświadomił). Dodatkowo, panowie nauczyli się polskiego "dziekuję bardzo" i używali go zawsze wtedy, kiedy kończyły im się pomysły na interakcję z publicznością. Jednak nie język był w tym całym koncercie najważniejszy, a muzyka, która od wieków łączy nacje i pokolenia.
Udało nam się dorwać setlistę, więc chętnie podzielimy się z Wami tytułami, które najpewniej znajdą się na nadchodzącej płycie. Przypominamy, że debiutancka płyta "The Gereg" ukaże się już 13 września. Po tym, co usłyszeliśmy na żywo, już nie możemy się doczekać!