Emocjonalny Rock For People

Emocjonalny Rock For People

Wielki  festiwal. Olbrzymi obszar. Spektakularne występy. Duża różnorodność. Takimi słowami można opisać całość.

Odbywający się od lat festiwal nie zawiódł.  Świetna organizacja imprezy połączyła ludzi w każdym wieku i o różnych gustach muzycznych. Można było tu spotkać się ze swoimi idolami, legendami, ale także zobaczyć nowe, spektakularne nowości w postaci wielu nietuzinkowych artystów.  Występy odbywały się na 4 scenach. 2 duże pozostawiały pole do popisu dla gwiazd, 2 mniejsze dla formacji wchodzących dopiero na rynek, acz w wielu przypadkach już znanych, mających swoich zwolenników. Dodatkowo kilka malutkich scen dla pozostałych artystów, w tym scena karaoke. Ale po kolei.

Dzień pierwszy
Wczesnym wieczorem prawdziwe tłumy oblegały największą scenę, aby przywitać swoich ulubieńców – kultową czeską kapelę Vypsana Fixa, z towarzyszeniem muzyków z Praskiej Filharmonii. To połączenie z pewnością było ciekawe, pozwoliło usłyszeć stare brzmienia w nowych aranżacjach. Widać, że czeska publiczność kocha swoich idoli, bo zjawiła się naprawdę tłumnie, świetnie się bawiąc.

Drugim wielkim wydarzeniem był występ „ starych wyjadaczy” Flogging Molly. Mimo, że zespół pochodzi z Los Angeles, to brzmi jak irlandzki. A to za sprawą typowych celtyckich instrumentów: skrzypiec, mandoliny i akordeonu. Elementy folkowe w połączeniu z mocnym brzmieniem gitar dały świetny efekt.

Jednak największą gwiazdą tego wieczoru, biorąc pod uwagę frekwencję, była formacja Bring Me The Horizon. Nietuzinkowy solista wywołał niekończące się piski licznych fanek, przez które, przyznam szczerze, nie za dobrze słyszałam jego głos.  Bardzo ciekawa, militarna oprawa całości stanowiła niewątpliwie duży atut koncertu. Okraszone to było licznymi fajerwerkami i buchającymi miotaczami ognia. Przyznam, że pierwszy raz słuchałam tego na żywo i oceniam jako ciekawe doświadczenie z powodu różnorodności muzycznej, która reprezentują.  Trudno właściwie określić, jaki to rodzaj muzyczny.

Wśród mniejszych wykonawców chciałabym zwrócić uwagę na występ czeskiej grupy heavy metalowej z Pragi Anthems. Uważam, że mają potencjał, choć muszą się jeszcze wiele nauczyć, ale są bardzo młodzi, więc wszystko przed nimi.

Dla mnie jednak największe wrażenie tego dnia zrobiła grupa Idles. Niesamowicie energetyczny występ 4 panów. Wielkie show w niesamowitej interakcji z publicznością, która była jak w transie (przeżyłam to na własnej skórze…he, he…). Mocna muzyka, prawdziwe uosobienie buntu. Bardzo duża wiarygodność przekazywanych emocji. Dla mnie bomba !!!

I jeszcze dwie kapele, które zwróciły moja uwagę na scenie dla młodych wykonawców: Pierwszy to The Truth Is Out There z bardzo solidnym wykonaniem muzyki hardcor z elementami elektronicznymi i mocnym wokalem.

Drugi to duet  Himalayan Dalai Lama, grający muzykę elektroniczną, może niezbyt popularną dzisiaj, sądząc po liczbie słuchaczy, ale dla mnie to ciekawa propozycja i godna uwagi.

Dzień drugi
Drugi dzień festiwalu – duża scena i Eisbrecher (lodołamacz). Tak, to był prawdziwy lodołamacz z Niemiec. Solidny heavy metal, jednak nie dało się nie zauważyć podobieństw z grupą Rammsein. Ale za to na korzyść tej pierwszej. Zespół uniknął teatralności, jak to ma w zwyczaju robić Rammstein. Do tego ciekawa „metalowa” scenografia.

Zupełnie inną propozycję dał publiczności Tom Grennan. Młody Brytyjczyk, obdarzony bardzo dobrym głosem, lekko zachrypniętym, profesjonalnie zaprezentował swój repertuar, na który składały się niebanalne utwory z pogranicza rocka i popu.

Prawdziwą petardą był zespół Nova Twins. Dwie niezwykle ekspresyjne dziewczyny. Jedna, wydawałoby się , subtelna i delikatna, z burzą loków na głowie, grająca z dużym pazurem na basie. Druga – wokalistka, ale także grająca na gitarze, drapieżna, ostra, haryzmatyczna. Mocne, punkowe brzmienie, wymykające się wszelkim schematom.

Wieczorem przyszła kolej na wielką gwiazdę death – metalu ze Szwecji, czyli In Flames, która zgromadziła olbrzymią rzeszę  fanów. Mocna stroną grupy jest doskonałe brzmienie gitar.  Wokalista wykonał większość utworów głównie growlem (gardłowym śpiewem), przeplatanym czystym śpiewem.

Dzień trzeci
Trzeci dzień festiwalu obfitował w duże przeżycia emocjonalne, związane z występami naprawdę spektakularnych wykonawców. Zaczęło się od rewelacyjnego występu grupy Shoshlin. Kapitalne utwory bazujące na hip hopie, wzbogacone o elementy rocka, soulu i reggae. Magnetyczny wokalista, mający świetny kontakt z publicznością. Na perkusji dziewczyna.

Po południu na dużej scenie, w pełnym słońcu, można było zobaczyć muzyków z Mongolii pod nazwą The Hu. Zagrali w składzie 8 osób. Dobrze znane nam, doskonałe brzmienie heavy metalowe, wzbogacone zostało ludowymi instrumentami z ich kraju. Były to m. in. olbrzymie dwa bębny oraz instrumenty, przypominające nieco tradycyjne gitary, choć nimi nie były. Pokazali naprawdę wysoki poziom wykonania swoich utworów. Śpiewali w swoim ojczystym języku, który doskonale pasował do muzyki.  Ich stroje dopełniały całości – ubrania ze skóry (w tym upale!). Wielkie brawa dla nich !

Następna wykonawczyni – Yonaka to bardzo żywiołowa wokalistka, która zaśpiewała dla miłośników niezbyt ciężkiego brzmienia.  Zrobiła to solidnie, ale bez większych zachwytów dla niej z mojej strony.

Potem przyszła kolej na trio The Subways. Był to bardzo dobry, rockowy występ świetnego wokalisty i dziewczyny, grającej znakomicie na basie. Dużo przebojowej muzyki. Doskonała zabawa z publicznością. Jedyna moja uwaga – wolałabym, aby dziewczyna nie śpiewała – ale to moja subiektywna ocena.

W dalszej kolejności temperatura tylko rosła. A stało się to za sprawą dwóch kolejnych zespołów. Czeska grupa rockowa Cocotte Minute to sam żywioł. Znowu świetne brzmienie gitarowe. Na scenie, a także poza nią, pokazali, jak rozgrzać publiczność do czerwoności.
Drugi wykonawca – duet z USA pod nazwą Missio. Zagrali fantastyczny koncert muzyki elektronicznej z elementami klasycznego rocka i popu.  W powietrzu dosłownie iskrzyło. Niesamowite przedstawienie. Maja ogromny potencjał ,który na pewno wykorzystają.

Wieczorem wystąpiła wielka gwiazda Manic Street Preachers. Piszę gwiazda  z lekkim przekąsem, ponieważ to było moje największe rozczarowanie. Zaczęło się od spóźnienia, jedynego chyba na tym festiwalu. Następny minus dotyczy złego nagłośnienia. Instrumenty zagłuszały mi głos wokalisty.  Wykonanie na pewno było poprawne, o czym świadczyła licznie zgromadzona publiczność, żywiołowo reagująca. Jednak dla mnie był to nudnawy występ, zwłaszcza w porównaniu z hitem tego festiwalu, szkocką formacją Franz Ferdinand. Wypadli niezwykle świeżo, bez oznak rutyny. Wykonali swoje największe przeboje a także mniej znane utwory, śpiewając wraz ze swoimi fanami.  Ten występ na pewno stanowił doskonałe zwieńczenie tegorocznego festiwali ROCK FOR PEOPLE, który na długo zostanie w mojej pamięci.

Anna Porębska

Komentarze:

Zobacz również: