Nasza fotorelacja: Grand Festival Róbrege

Nasza fotorelacja: Grand Festival Róbrege

Niedosyt po Róbrege.

Jesteśmy po kolejnej edycji Grand Festival Róbrege. Od zeszłego roku pamięci współzałożyciela festiwalu, od tego roku jego imienia. I dobrze. Bo ten człowiek zasługuje na to aby o nim pamiętać. Żeby kontynuować jego przesłanie. Żeby go naśladować.
Jak zwykle pojawili się na scenie Ci, którzy spotkali na swej drodze Roberta Brylewskiego, którzy więcej czy mniej, ale coś mu zawdzięczają.
Początek festiwalu to przedstawiciele punk rocka: ID, Deuter, Moskwa. Niedawno reaktywowany ID ze swoim autentycznym brzmieniem z lat 80-tych, Deuter ze znakomitymi tekstami, nowymi, odnoszącymi się do teraźniejszości i celnie ją oceniającymi oraz starymi ciągle aktualnymi. No i kultowa Moskwa. Kultowa dla fanów, którzy nostalgicznie powracają do przeszłości, choć ja miałam wrażenie (narażę się),że słucham cały czas jednego utworu.

Potem pojawił się November Projekt. I dobrze, bo wraz z nim pojawiła się nowa, pozytywna energia. Formacja złożona w części z niepełnosprawnych muzyków dała popis świetnej, żywej, energetycznej muzyki reagge z bardzo pozytywnymi tekstami. Widać było niesamowitą frajdę ze wspólnego grania. Chwała im za tak świetną inicjatywę!

I wtedy wkroczył On ... VIENIO . Dla mnie najjaśniejsza gwiazda tej edycji. Pełen profesjonalizm. Niebanalne teksty, dobra muzyka. Doskonali muzycy tworzący zespół (saksofon! też). Dodatkowo zaproszeni goście w postaci przyjaciela muzyka, Włodka Paprodziada Dembowskiego oraz Bovskiej dopełniły całości. Widać było świetne zgranie wymienionych.

Tabu. Dużo muzyków. Sprawnie zagrane. Rozruszali salę. Ale...czy to dobre miejsce dla takiej formacji???...Mam wątpliwości...
Koniec należał do Organka i jego grupy. Właściwie można było sobie to darować...Krótko: bez szału.
Jak zawsze w obszarze festiwalu pojawiły się obrazy Natalii Żychskiej, zarówno przy scenie jak i w foyer, tworzone kiedyś wspólnie z Robertem Brylewskim, który momentami zerkał na nas jakby z ukrycia, prosto z ekranu rozwieszonego na scenie (fajny pomysł z wyświetlanymi fragmentami filmów).

Reasumując: bardzo dobrze, że festiwal jest, że mogliśmy się tam spotkać, ale...Właśnie, jest ale. Pozostał niedosyt, brak czegoś...Brak tej szczególnej rodzinnej atmosfery na scenie, brak wspólnej zabawy między muzykami z różnych formacji, brak wzajemnego „przenikania się” ( jak to miało miejsce w ubiegłym roku), brak pewnej ciągłości występów...Nie wiem czy przerwy między występami były za długie....czy też prowadzący nie potrafił zainteresować słowem...Miałam wrażenie, że muzycy wychodzą po prostu po kolei na scenę...występują i idą dalej...
Mam też słowo do organizatorów. Wielkie dzięki za całą pracę włożoną w festiwal. Jednak może warto bardziej przemyśleć dobór wykonawców...Niestety chwilami miałam wrażenie przypadkowości...

Pozostaje mieć nadzieję na „lepsze jutro” (czyli kolejną edycję),czego Państwu i sobie życzę.

Anna Porębska

Komentarze: