Nasza fotorelacja: Zakk Sabbath w Warszawie

Nasza fotorelacja: Zakk Sabbath w Warszawie

W miniony wtorek po raz pierwszy zawitała do Polski formacja Zakk Sabbath, oddająca cześć twórczości legendarnej grupy Black Sabbath.

Na świecie jest niewiele coverbandów o równie gwiazdorskim składzie, jak ten. Wrażenie może robić już sam fakt, że pomysłodawcą i liderem tego projektu jest znakomity gitarzysta Zakk Wylde – wieloletni sceniczny kompan Ozzy'ego Osbourne'a, obecnie najbardziej znany jako frontman Black Label Society. Prócz niego w zespole jest zresztą jeszcze jeden współpracownik Księcia Ciemności – basista Rob "Blasko" Nicholson (związany także z grupą Danzig czy Robem Zombie), a dodatkowo – perkusista Joey Castillo (Danzig, Queens Of The Stone Age).

Przyczynkiem do wizyty Zakk Sabbath w warszawskiej progresji była trasa "In Honor and Celebration: 50 Years 'O Doom Tour", stanowiąca celebrację 50 rocznicy premiery debiutanckiego albumu Black Sabbath. Koncert doczekał się nawet sold-outu, a frekwencja przekroczyła chyba oczekiwania samej Progresji, bo jeszcze 10 minut przed występem gwiazdy wieczoru kolejka fanów przypominała długością te, które tworzyły się w czasach octu i cukru na półkach. Ale nie ma tego złego – zawsze można przecież opóźnić koncert headlinera o pół godziny, żeby mieć czas na wpuszczenie wszystkich, right?

Nie ukrywam, że bardzo ciekawiło mnie jak Zakk podejdzie do tematu Black Sabbath i przede wszystkim – czy dorówna wokalnie Ozzy'emu? I muszę przyznać, że Zakk jest świetnym wokalnym naśladowcą, który nie dość, że śpiewa, to jeszcze ujarzmia jednocześnie wiosło. Przy czym wiadomo nie od dziś, że w porównaniu do dziadka Osbourne'a, Zakk Wylde jest istną sceniczna bestią. Wylde czerpał garściami z doświadczenia zdobytego podczas grania z Ozzy'm, dorzucając do klasyki metalu swoje trzy grosze w postaci autorskich aranżacji. Nawet pomimo licznych zmian, jakie wprowadził do poszczególnych kompozycji, dało się wyczuć jego olbrzymi szacunek do twórczości legendarnej formacji z Birmingham.

Nie mam wątpliwości, że ten występ zachwycił wszystkich, którzy tego wieczoru zjawili się w Progresji – niezależnie od tego, czy widzieli wcześniej na żywo Black Sabbath, czy też nie, była to okazja by usłyszeć utwory tego zespołu na żywo w wykonaniu osoby, której twórczość Ozzy'ego i spółki gra w duszy głośniej, niż komukolwiek innemu na świecie.

Komentarze: