Nasza fotorelacja: Lady Pank – LP 40 w klubie Stodoła!

Nasza fotorelacja: Lady Pank – LP 40 w klubie Stodoła!

Zapraszamy do naszej fotorelacji z niedzielnego występu grupy Lady Pank w Warszawie, podczas którego zespół świętował premierę nagranej na 40. rocznicę swojej działalności płyty „LP 40”!

* * * * *

W obecnych czasach koncerty to towar niemal luksusowy – zarówno dla fanów, jak i dla artystów. Panowie z Lady Pank mieli nie lada szczęście: rzutem na taśmę udało im się zagrać dwa koncerty w warszawskiej Stodole na dzień przed kolejnym zaostrzeniem restrykcji w województwie mazowieckim. A okazja do grania była iście nie byle jaka: w miniony piątek, 12 marca, ukazała się bowiem płyta „LP 40”, nagrana z okazji 40-lecia istnienia zespołu.

Przedziwnie doprawdy słucha się Lady Pank w pandemicznym reżimie – na siedząco, w maskach, bez przemieszczania się po sali. Wszak koncerty Lady Pank zawsze były okazją do poderwania publiki na równe nogi i dzikich, parkietowych pląsów. Jednak tęsknota do muzyki jest wśród gawiedzi silniejsza niż nowe, koncertowe zasady – czy mamy zatem inny wybór, niż tylko się do nich dostosować?

Nowa płyta to 12 numerów w nowatorskich aranżacjach z elementami elektroniki – ergo, mocne odbiegniecie od „tradycyjnego Lady Pank”. Od piątku naród podzielił się trochę w swych ocenach nad tym albumem: jedni domagali się powrotu znanego wszystkim brzmienia grupy, inni uznali, że eksperyment z nowoczesnym brzemieniem wyszedł panom bardzo dobrze. Osobiście zaliczam się do tej drugiej grupy – uważam, że nowa płyta jest świetna i rozumiem każdego artystę, próbującego robić coś nowego, nieco odbiegającego od stylu uznawanego za tradycyjny. Fani domagają się tego w czym zakochali się przed laty – ale to w końcu artyści mielą przez 40 lat własną twórczość, to oni muszą z nią żyć i im samym to samo danie robione przez cztery dekady może się już przejeść. A jeśli ciekawi Was, co o najnowszym dziele Jana Bo i spółki sądzi reszta naszej redakcji – to wiedzcie, iż recenzja płyty „LP 40” pojawi się na naszych łamach już wkrótce i serdecznie zapraszam do jej lektury!

Pierwsza część show składała się właśnie z utworów z nowej płyty – i była to zapewne jedna z niewielu okazji, by część z nich usłyszeć w wersji live. Przyznaję, że bardzo ciekawiło mnie, jak te nowatorskie kawałki będą zaaranżowane na żywo – wszak studio i scena to dwa różne brzmienia. Okazało się jednak, że instrumentalnie wszystko siedzi na swoim miejscu – na czele z przesterowanym Fenderem Jana Borysewicza, który znakomicie podkreśla, że to jednak cały czas stare, dobre Lady Pank. Pięknie wypadły ballady, takie jak „Wieczny chłopiec” (mój osobisty faworyt!) czy „Tego nie mogą zabrać nam”. Podobać się mogły również mocniejsze numery, takie jak „Erazm” z absolutnie chwytliwym riffem w refrenie, „Spirala” przywodząca na myśl klimat poprzednich płyt (jest w niej bardzo delikatne podobieństwo do „Siódmego nieba nienawiści”) czy nawet „Pokolenia” – czyli kawałek, który został w większości obrzucony błotem zaraz po premierze – jednak na żywo, odarty z instrumentów dętych, brzmiał naprawdę w porządku.

Druga część koncertu to tak zwane „The Best Of”, czyli kawałki, które towarzyszą nam od lat i których teksty człowiek zna mimowolnie na pamięć. Tu pojawił się nawet szał w reżimie sanitarnym – ludzie wstali z miejsc i zaczęli się bawić w bezpiecznej odległości od siebie, wykonując pląsy co drugie miejsce! Taka rzeczywistość, proszę państwa – cóż zrobić! Nie zabrakło oczywiście takich utworów, jak „Vademecum skauta”, „Kryzysowa narzeczona” czy „Marchewkowe pole”. Jest coś w Lady Pank, że te kawałki, choć grane już od tylu lat, wciąż wzbudzają uwielbienie publiczności – i to się nazywa „ponadczasowość”! Doprawdy, piękna to rzecz, od 40 lat być na scenie i nadal z taką łatwością potrafić porwać swych fanów do zabawy! Szkoda tylko, że tak podniosły jubileusz przypadł na takie czasy – trzymam kciuki, by mimo wszystko dało się go świętować w godny sposób!

Myślę natomiast, że z naszej strony to tyle na jakiś czas, jeśli chodzi o relacje z koncertów. Na kanwie szumnie zapowiadanej trzeciej fali pandemii, nie spodziewamy się w najbliższych dniach zbyt wielu okazji do spotkań z ulubionymi artystami. A może zmieni się to szybciej, niż myślimy? Miło było jednak po tak długiej przerwie przypomnieć sobie, jak to jest wyjść z domu w tym konkretnym celu i wreszcie móc się cieszyć muzyką na żywo…

Komentarze: