Było pięknie…tym razem. Organizatorzy 13 edycji Międzynarodowego Festiwalu Producentów Muzycznych Soundedit rozpieścili nas drugiego dnia.
Wystąpili artyści, których bogatego dorobku nie sposób nie docenić. Obydwaj panowie lata młodości mają za sobą. W tym przypadku to dobrze, bo wiąże się z olbrzymim doświadczeniem muzycznym, co było widać i słychać w piątkowy wieczór na łódzkiej scenie Klubu Wytwórnia. Obaj są wokalistami, kompozytorami i autorami tekstów. Marc Almond i Midge Ure – bo o nich mowa.
Jako pierwszy wystąpił Almond z zespołem, który tworzyli dwaj gitarzyści, perkusista i pianista. Marc Almond przyjechał do Łodzi, aby promować swój najnowszy solowy album, ale oczywiście usłyszeliśmy też inne piosenki z różnych okresów twórczości tego bardzo wszechstronnego artysty. Początek był bardzo spokojny. Bałam się, że będzie nudnawo. Jednak z minuty na minutę Marc Almond rozkręcał się a wraz z nim jego muzyka. Mniej więcej przy trzecim utworze miałam już uśmiech na twarzy od ucha do ucha. Z każdą następną piosenką bawiłam się coraz lepiej a publiczność wokół mnie po prostu oszalała. Poszczególne kawałki były osobnymi opowieściami, wykreowanymi po mistrzowsku przez Almonda, posługującego się sugestywną mimiką. Każdy jego gest wyrażał emocje, jakie artysta przekazywał swoim fanom. Miejscami wydawał się prawie natchniony, ale nie było to przerysowane, raczej urocze a jego charyzma biła ze sceny. Na uwagę zasługuje piękna gra na fortepianie, która czyniła poszczególne piosenki wyjątkowymi. Almond kilka razy zapomniał tekstu i…udało mu się zrobić z tego atut(!), dzięki swojemu niewątpliwemu talentowi aktorskiemu i poczuciu humoru. Muzykę zespołu określa się mianem synth pop i new wave. Ale Marc Almond przez lata wypracował swój własny styl. Owacjom nie było końca…
A po przerwie…Midge Ure, również ze swoim zespołem. To legenda, na którą wszyscy czekali. Każdy, kto zna album „Vienna” grupy Ultravox, wie, o czym piszę. I oczywiście na koncercie muzycy zagrali kultowe kawałki z tego krążka. Na przemian z innymi kompozycjami. Temu nieprzeciętnemu muzykowi, towarzyszył zespół, złożony z gitarzysty, perkusisty i klawiszowca. Perfekcyjnie wykonany materiał znowu porwał tłum. Prawie nikt już nie siedział. Midge Ure nie zawiódł jako wokalista a na gitarze dał prawdziwy popis. Jeden z utworów, wcześniej wykonany w oryginalnej wersji, został powtórzony w wersji z gitarą zamiast vocalu.
Interpretacje utworów nie odbiegały zbytnio od ich pierwotnych wersji, co było atutem i przy tytułowym utworze z albumu „Vienna”, miało znaczenie. Muzycy doskonale wprowadzili publiczność w tajemniczą, hipnotyczną atmosferę. I wszyscy słuchali jak zahipnotyzowani. Na koniec organizatorzy przygotowali niespodziankę dla rewelacyjnego muzyka – wręczono mu statuetkę „Człowieka ze Złotym Uchem”. A potem jeszcze był bis. Spektakularny.
Zaprezentowana muzyka, z pogranicza new romantic, rock i pop, przywołała u niektórych wspomnienia i na pewno koncert zostanie w pamięci na zawsze.