W drugim dniu Festiwalu Soundedit 2022 organizatorzy postawili na punk i zaprosili cały wachlarz kapel, mniej lub bardziej reprezentujących ten gatunek muzyczny.
Punk a więc bunt, który wybrzmiewał w słowach i muzyce od pierwszych do ostatnich chwil trwania piątkowej imprezy. Przegląd był imponujący.
Jako pierwszy wystąpił zespół Sztylety. W warstwie muzycznej na pochwały zasługuje szczególnie gitarzysta „leworęczny”, jak przedstawił go lider. Dobre riffy w połączeniu z niezłą perkusją dały fajne rockowo- punkowe brzmienie. Na tym tle nieszczególnie wypadł wokalista grający jednocześnie na gitarze, którego ciężko było zrozumieć i który ( odniosłam takie wrażenie) na siłę chciał zainteresować publiczność twórczością zespołu.
Na szczęście później było już tylko lepiej. Na dużej scenie pojawiła się krakowska grupa Hańba z bardzo interesującą i nieszablonową propozycją. Zespół, jak opisał to lider, tworzy muzykę do wierszy poetów z lat 30- tych i 40- tych ale także współczesnych. Pierwsze skojarzenie, jakie nasunęło mi się po wysłuchaniu początku, to punk w wykonaniu kapeli podwórkowej, jakie pojawiały się onegdaj na ulicach miast. Stało się tak za sprawą instrumentów jakimi dysponuje zespół. Ich przegląd jest imponujący. Jest akordeon, klarnet, banjo, tuba, bębny a nawet syreny alarmowe. Do tej mieszanki dodano dynamicznego wokalistę, który po mistrzowsku, punk- rockowo, przekazywał treści. Ale Hańba to nie tylko punk. To także piękna muzyka klezmerska i folkowa. Muzycy także strojem nawiązywali do epoki. Publiczności żal było się z nimi rozstawać.
A przecież na małej scenie czekała już nowa propozycja. Brytyjska formacja Bad Breeding. To czysty punk żywcem przeniesiony z lat 70-tych XX wieku i niezaprzeczalny bunt głównie przeciwko polityce i politykom, co można było również zaobserwować w slajdach na ekranie. Co prawda ciężko było odróżnić poszczególne słowa, dosłownie wypluwane przez wokalistę ale przecież w punku tak powinno być. I muzyka. Prosta, głośna i agresywna. Na to czekała zgromadzona publiczność, która rzuciła się do szaleńczego tańca pogo. Był szał!
Następna propozycja była bardzo zaskakująca i zarazem bardzo ciekawa. Na dużą scenę wkroczyło bowiem dwóch bardzo eleganckich panów w dobrze skrojonych garniturach, białych koszulach i pod krawatami. Jeden z nich, jak się później okazało, wokalista, zanim pojawił się na scenie, przeszedł przez całą salę krzycząc przez głośnik. Drugi pan grał na gitarze. Był jeszcze perkusista. Tworzą zespół Interrobang?!. Ich styl jest niepowtarzalny. Dominowały mocne, jakby urywane dźwięki. Wokalista przekazywał swój bunt głównie poprzez melorecytacje wygłaszane ze znakomitą dykcją. Przekaz zespołu był bardzo autentyczny. Podobało się.
Później nastąpiło coś absolutnie fantastycznego! Na scenę wkroczył bowiem angielski zespół Test Department, którego muzykę określa się jako industrialną. Na pierwszym planie wystąpili dwaj muzycy, którzy śpiewali, grali na instrumentach perkusyjnych, klawiszowych, bębnie a także na pewnej konstrukcji, łączącej jakieś blachy i inne metalowe instalacje, uderzając w nie. Wszystko to było niejako sterowane za pomocą jakiejś sekretnej inżynierii dźwięku, której nie ogarniam. Jakby tego było mało, był jeszcze perkusista, walący z bębny z wielką mocą. Całość tworzyła niezwykłe widowisko z głębokim, wszechogarniającym, wypełniającym w pełni przestrzeń brzmieniem. Słuchałam tego z zapartym tchem.
Zwieńczeniem drugiego dnia był występ polskiej legendy punk- rocka, grupy Dezerter. Nie mogło być inaczej. Ich nie trzeba przedstawiać. Wszyscy wiedzą co grają i jak grają. I to, co pozostaje niezmienne w przypadku tej grupy, to cały czas są w formie, tak jak w początkach swojej kariery. Udowodnili to również podczas wczorajszego występu w łódzkiej Wytwórni.
Zaczęli od „Kolaboracji”. Mocno, dosadnie, choć na samym początku słyszałam lekkie drżenie w głosie lidera grupy, Roberta Matery. Ale jak to zwykle bywa, rozkręcił się i potem było już jak zawsze, czyli świetnie. Tyle lat grania, tyle znakomitych piosenek, w których autorzy przekazywali swój sprzeciw wobec otaczającej ich rzeczywistości więc nie mogło zabraknąć tych najstarszych, z okresu słusznie minionego. I tu musiał się pojawić kultowy „Spytaj milicjanta”, na który publiczność jak zawsze czekała. Muzycy Dezertera zawsze mają coś do powiedzenia i to jest zawsze ważny głos i zawsze aktualny co potwierdzają w nowszych kompozycjach i co pokazali również wczoraj. Ostre dźwięki przenikały przestrzeń a publiczność doskonale się bawiła, śpiewając z zespołem.
I tak drugi dzień festiwalu Soundedit 2022 przeszedł do historii.