Show, które trzeba zobaczyć, czyli Robbie Williams w Krakowie

Show, które trzeba zobaczyć, czyli Robbie Williams w Krakowie

Pośród artystów, którzy potrafią zaczarować swoim show całą arenę, na pewno znajduje się Robbie Williams.

Były muzyk Take That, który zresztą od ponad dwóch dekad prowadzi bardzo udaną karierę solową, w krakowskiej Tauron Arenie pokazał, że nie ma sobie równych, jeśli chodzi o przedstawienie na ogromną skalę. „Let me entertain you!” śpiewał Robbie do pełnej sali fanów, którzy odpowiadali mu oklaskami i wiwatami, ale także śpiewem, tańcem i uśmiechami od ucha do ucha. Artysta do Polski przyjechał na zaproszenie Live Nation Poland.

Koncert rozpoczął się od energetycznego „Hey Wow Yeah Yeah”, by później przenieść nas w pełni w świat Robbiego Williamsa, na którego koncertowy repertuar składają się przeboje związane z karierą solową, ale także utwory Take That oraz przeróbki (w tym „Don’t Look Back In Anger” Oasis czy „She’s The One” World Party). Jestem zresztą przekonany, że nawet gdyby Williams postanowił w Krakowie zaśpiewać nazwiska z książki telefonicznej, to dzięki jego charyzmie, po koncercie wszyscy uczestnicy stwierdziliby, że było to najlepsze doświadczenie w ich życiu.

Program koncertu nie zawiódł. Z mojej ukochanej płyty „Escapology” wybrzmiały trzy utwory („Monsoon”, „Come Undone” oraz – oczywiście – chóralnie odśpiewane „Feel”). Nie zabrakło też reprezentacji albumu „Life Thru a Lens” („Angels” na bis, ach!), „The Heavy Entertainment Show” i „I’ve Been Expecting You”. Miłośników Take That na pewno ucieszył fakt, że pośród zagranych hitów nie zabrakło „Could It Be Magic” (wybrzmiało z niego tylko kilka dźwięków) oraz „Do What U Like”. Pomiędzy utworami dostaliśmy sporo opowieści dotyczących kariery wokalisty, włącznie z pierwszym występem na Glastonbury czy odejście z Take That. Robbie poczynił też kilka autoironicznych aluzji, że się starzeje, natomiast nie zamierza przestać koncertować, bo to ważna część jego życia. „Czasem mały głosik w mojej głowie mówi mi złe rzeczy. Dzięki temu, że moi fani we mnie wierzą, mam siłę powiedzieć mu: fuck off!” – to jeden z wielu komplementów, którymi artysta ze sceny obdarował publiczność. „Rock DJ” zakończyło główną część koncertu. Po chwili przerwy publika zgromadzona w Tauron Arenie usłyszała m.in. „No Regrets”, no i oczywiście wspomniane już „Angels”, podczas którego sala rozjaśniła się setkami świateł.

Jeszcze słowo o rozgrzewającym przed koncertem projekcie Lufthaus. To grający melodic techno skład, który zresztą wspierany jest przez Williamsa. Artysta użyczył swojego głosu w utworze „Stay”, a także zaprosił Lufthaus do wspólnej celebracji okolicznościowej trasy, którą zatytułowano „XXV Tour 2023 - 25 Years of Hits”. Przebojów, jak i doskonałej zabawy, nie zabrakło. Nie należy też zapomnieć, że muzyk w swoim życiu sporo przeszedł, a dzięki koncertom może wspólnie z widzami stawiać czoło własnym demonom. Momentami było emocjonalnie, zwłaszcza gdy Robbie wspominał o swojej rodzinie, dzięki której udało mu się uwolnić od uzależnień, jak i Geri Halliwell, z którą od lat łączy go przyjaźń.

Sam Robbie Williams był w doskonałej formie wokalnej, a dodatkowo miał włączony tryb gawędziarza, raz po raz zagadując publikę i rzucając zabawne anegdoty („Jestem Robbie Williams i jestem wspaniały!” – rzucił przekornie między utworami). Koncert na pewno zapamięta fan o imieniu Łukasz, którego Williams co chwilę podpuszczał. Kilku uczestników mogło nawet – na specjalne zaproszenie Robbiego – oglądać wydarzenie z miejsc obok wybiegu. Wszystko to złożyło się w wyjątkowe doświadczenia, zwłaszcza gdy uświadomimy sobie, że Robbie Williams w Polsce był dopiero czwarty raz. Mogę zatem tylko polecić, więc gdy artysta powróci do naszego kraju, nie czekajcie, to po prostu show, które trzeba zobaczyć!

Komentarze: