Formacja Lady Pank kontynuuje wyjątkową trasę promującą album „MTV Unplugged”! W miniony weekend grupa pod przywództwem Jana Borysewicza wystąpiła w wypełnionej po brzegi Filharmonii Pomorskiej w Bydgoszczy. Zapraszamy do zapoznania się z naszym reportażem z tego koncertu!
Trasa Lady Pank promująca nowy album „MTV Unplugged” rozkręciła się na dobre. Miałam przyjemność uczestniczyć już w dwóch koncertach z tej serii i oba były prawdziwą ucztą. W Toruniu oglądałam Jana Borysewicza i jego zespół w Jordankach, w Bydgoszczy zaś panowie mieli okazję zagrać w Filharmonii Pomorskiej – jednej z najlepszych akustycznie sal w naszym kraju, czyli idealnym miejscu na koncert „bez prądu”.
Po pierwsze, co rzuca się w oczy – scenografia. Oszczędna, ale moim zdaniem idealna. Ledowe belki tworzące pokój, inne ułożone w lampę, nawet otwory na drzwi – scena była zarazem intymna i dynamiczna, idealnie współgrała z wykonywanymi utworami przez wykorzystanie gry świateł w bryle pokoju i neonie Lady Pank. Chętnie uścisnęłabym dłoń autorowi tej oprawy, bo spisał się pierwszorzędnie. Nawet deszcz baniek mydlanych podczas „Zawsze tam, gdzie ty”, mimo że w teorii bardziej pasujący do oprawy festynu rodzinnego, w tej sytuacji naprawdę „zagrał”.
Przekrój utworów granych na trasie jest bardzo bogaty i trafia zarówno do szerszej publiczności, jak i wiernych fanów zespołu. Tylko na tej trasie możemy usłyszeć ujmującą „Wspinaczkę”, jeden z pierwszych utworów napisanych przez Jana Borysewicza – „Nie wierz nigdy kobiecie”, czy „Miłość”, a na tym przecież lista się nie kończy. Oczywiście, covery i utwory rzadziej grane są przeplatane z klasykami pokroju „Marchewkowego pola” i „Kryzysowej narzeczonej”, a „zbicie” hitów następuje na sam koniec występu, tuż przed bisami – na tym etapie publika już wstaje i naprawdę trudno zgadnąć, że to „spokojny” koncert z cyklu unplugged, a nie pełnowymiarowy set.
Lady Pank towarzyszą w tej trasie rewelacyjni goście – Wojciech Olszak przy pianinie gra cały set, na saksofonie wspiera ich Marcin Nowakowski, a swoje trzy grosze (a nawet pięć pięćdziesiąt) na wibrafonie dorzuca niezwykle charyzmatyczny profesor z Wrocławia, Bernard Maseli. Cudownie wzbogacili solówki w kilku utworach, a ich wspólny wkład w „Nie omijaj mnie” był jednym z najjaśniejszych punktów koncertu.
Niezwykle ciekawym zjawiskiem jest to, że mimo iż aranżacje utworów są oczywiście dostosowane do formatu MTV Unplugged, żadna z piosenek nie straciła swojego pazura w stosunku do wersji studyjnych czy koncertowych. Nie ma się wrażenia, że koncert snuje się powoli, bo to wersje akustyczne – tak naprawdę, gdyby nie miejsca siedzące, można byłoby odnieść wrażenie, że to regularna trasa, bo tyle w tych aranżacjach jest energii i siły przebicia. Oczywiście, to wszystko przy jednoczesnym klimacie kameralnego koncertu, z Janem Borysewiczem opowiadającym między piosenkami różne historie o wykonywanych utworach i wchodzącym w kontakt z publicznością.
Reasumując – najczęściej jak już widzę jeden koncert z danej trasy, nie czuję parcia, by wybrać się na kolejny. W tym przypadku widziałam już dwa i w zasadzie… chętnie obejrzałabym kolejny. Brawo, Lady Pank!
korekta: Mateusz M. Godoń