Wszystko, co robi to magia, czyli relacja z koncertu Stinga w Krakowie

Wszystko, co robi to magia, czyli relacja z koncertu Stinga w Krakowie

Który to już raz pan Gordon Matthew Sumner odwiedził Polskę?

W ramach kariery solowej – jeśli dobrze liczę – występ Stinga w krakowskiej TAURON Arenie mógł być dwudziestym w naszym kraju. Niewielu artystów może poszczycić się podobnym wynikiem. Jak jednak może być inaczej, gdy Polacy uwielbiają jego przeboje (również te pochodzące z płyt The Police), znają słowa, co zresztą zademonstrowali podczas koncertu, a bilety wyprzedają się na pniu. Czy był to koncert udany? Tak, nawet bardzo, ale zacznijmy od początku.

Syn Stinga, Joe Sumner, odegrał rolę rozgrzewacza przed właściwym występem (zresztą wsparł potem ojca w chórkach podczas „Every Breath You Take”). Dało się jednak w hali wyczuć, że wszyscy czekają już na główną gwiazdę. Punktualnie wybrzmiało „Message in a Bottle”, czyli jeden z największych hitów The Police. Zresztą setlista koncertu została przygotowana bardzo zręcznie. Kultowe utwory przeplatały się z tymi mniej znanymi, a dodatkowo Sting raz po raz intonował zaśpiewy, które publika zgromadzona w Arenie od razu podchwytywała. Zresztą jak można nie odśpiewać takiego „If You Love Somebody Set Them Free” czy „Every Little Thing She Does Is Magic”.

Osobiście mam dwa ulubione momenty koncertów Stinga – tu mała dygresja, poprzednim razem, gdy widziałem go na żywo, to z powodu urazu ręki nie mógł grać na basie – a dokładniej „Fields of Gold”, które momentalnie przywołuje wspomnienia z dzieciństwa, oraz „Desert Rose”, które w koncertowej aranżacji wypada wręcz oszałamiająco. Podczas tego utworu ma się w pełni wrażenie, że uczestniczy się w występie światowej gwiazdy. Duża w tym zasługa zgranego zespołu towarzyszącego Stingowi. Sam Sting tego wieczoru nie był zbyt rozmowy, ale wynikało to raczej ze skupienia niż ze złego humoru. Zresztą muzyk imponuje formą zarówno fizyczną, jak i wokalną.

Oczywiście nie mogło zabraknąć „Shape of My Heart”, „ If I Ever Lose My Faith in You” i „Mad About You”. Ucieszyła mnie też bogata reprezentacja płyty „The Soul Cages” z 1991 roku. Końcówka podstawowego programu koncertu to już zbiór największych dokonań The Police: „Walking on the Moon”, „So Lonely”, „King of Pain” i wspomniane „Every Breath You Take”. Wstawki z dyskografii Boba Marleya to natomiast delikatnie nawiązanie do muzyki reggae, którą Sting najpewniej bardzo sobie ceni. Na bis wybrzmiało „Roxanne”, wywołując prawdziwy szał wśród publiczności oraz „Fragile”, czyli jedna z najbardziej zwiewnych i onirycznych kompozycji w historii muzyki rozrywkowej. Trzeba przyznać, że doskonałe show przygotował pan Sumner, oj doskonałe.

Na sam koniec małe marzenie: świetnie byłoby, gdyby następnym razem Sting do Polski przyjechał już z The Police. Pomarzyć dobra rzecz!

Komentarze: