Trzeci – a zarazem ostatni – dzień OFF Festival 2023 za nami. I cóż to był za dzień!
Nie obyło się bez biegania pomiędzy scenami, zwłaszcza na początku, ale warto było zobaczyć fenomenalną Darię ze Śląska, energetyczny występ Ekkstacy, a także powrót do lat 70. razem z Włochami z Calibro 35.
Tym razem koncerty na Scenie Głównej Perlage zacząłem od Trupa Trupa. Weterani OFF-a zagrali album „Headache”. Co najważniejsze, pomimo dość pesymistycznej prognozy pogody, udało się spędzić ten dzień praktycznie bez peleryny przeciwdeszczowej. Nie brakowało jednak błota, trampki nadają się do wyrzucenia, ale było warto!
Kto nie dotarł na występ Hani Rani, niech żałuje. To wręcz magiczne, że artystce udało się tak zahipnotyzować publikę, że ta nastrojowa i melancholijna muzyka obroniła się w plenerowych warunkach. Jeśli już przy przejmujących występach jesteśmy, to nie można nie wspomnieć o tym, co wyczarował Tamino na Scenie Leśnej. Artysta, tego dnia dogłębnie poruszony niespodziewaną śmiercią przyjaciela, zagrał jeden z najsmutniejszych koncertów, na których byłem. Stylistycznie bliskie było to muzyce Jeffa Buckleya, ale jednocześnie udało się przekazać pierwiastek indywidualnego stylu. Po koncercie, gdy już udało mi się – a zapewne także innym uczestnikom koncertu – pozbierać do kupy, to postanowiłem, że na kolejny koncert Tamino na pewno się wybiorę. Wyborna sztuka.
Później przyszedł czas na trudny wybór, bo o tej samej godzinie na dwóch różnych scenach zaczynali grać Confidence Man oraz Desire. Wybrałem tych pierwszych i nie żałuję, bo dzięki temu mogłem zobaczyć chyba najbardziej imprezowy występ w historii Doliny Trzech Stawów. Jednakże, gdy koncert zaczyna się od puszczonej z taśmy „Macareny”, to później może być już tylko… bardziej dziwacznie. Ten dance’owy występ, przywodzący na myśl lata 90., długo będzie wspominany przez OFFowiczów. Dowodzi to tylko tezy, że ten festiwal przyjmie każdy gatunek muzyczny. Potem jeszcze powrót na Scenę Leśną, gdzie Panda Bear (znany z Animal Collective) i Sonic Boom (ex-Spaceman 3) ogrywali kwasowe brzmienia.
Nieoczywisty wybór King Krule na headlinera zamykającego edycję 2023 ostatecznie się opłacił. Londyńczyk zagrał dla wytrwałych, którzy zjawili się już późną nocą, i pokazał, że królem można być nawet bez koronacji.
Jego indierockowe kawałki wybrzmiały zdecydowanie mocniej niż na płytach studyjnych, co bardzo przypadło mi do gustu. To pokazuje, że ryzykowne decyzje bookingowe często są tymi najlepszymi. Brawo!
Teraz chwila wytchnienia, by już jesienią wyczekiwać kolejnych doniesień z obozu OFF Festivalu. Mam swoją listę artystów, których chciałbym zobaczyć na katowickim festiwalu, ale prawda jest taka, że przyjmę z otwartymi ramionami każdego zaproponowanego wykonawcę.