Długo nie musieliśmy czekać na kolejny koncert Metalliki w Warszawie.
Deszczowa niedziela zgromadziła liczną publikę na drugim koncercie zespołu na PGE Narodowym. Jako pierwsi zagrali Ice Nine Kills. Dobrze ubrani, faceci w graniakach dali teatralny popis swoich możliwości. Pierwsze riffy gitarowe i mocny akcent rozpoczynający okrzyk "jesteśmy dzikusami" po czym wpadają na scenę aktorzy z piłami łańcuchowymi i zaczyna się show! Ćwiartują, mordują, sztuczna krew leje się strumieniami, aż głowa odpada, dosłownie i w przenośni. Można by było powiedzieć, że krwawa jatka wychodzi na pierwszy plan przykrywając muzyczny występ. W moim odczuciu cała idea zespołu była troszkę nad wyraz. Ogólnie muzycznie grupa prezentuje się od dobrej strony jednak Panowie mogliby przemyśleć, czy warto aż tyle motywów z The Walking Dead wprowadzać do koncertu, czy nie lepiej było by się skupić po prostu graniu. Publiczność przyjęła grupę bardzo entuzjastycznie i warto podkreślić, że dzień wcześniej zagrali oni swój headlinerski koncert w klubie Progresja, który w większości został wyprzedany. Jak widać współczesnemu widzowi nie wystarcza zwykłe granie, trzeba troszkę podkolorować całość by być zapamiętanym!
Kolejnym supportem tego wieczoru była dobrze znana grupa Five Finger Death Punch. Lekkim krokiem wręcz na totalnym luzie zespół wszedł na scenę i rozpoczął swój występ. Publiczność cały czas reagowała żywiołowo na kolejne utwory. Wokalista starał się nie tracić kontaktu z tłumem, zachęcając do wspólnej zabawy. Proste, mocne granie do tego liczne pogo i „kółeczka” stworzyły niepowtarzalną atmosferę. Impreza została rozkręcona moi drodzy. Five Finger Death Punch widać że jest zespołem, który lubi bawić się dźwiękiem i dobrze się czuję w swoim towarzystwie co przekłada się na dobry i konkretny występ. Ujęło mnie zachowanie zespołu jak już na koniec zaczęli żegnać się z fanami rozdając wszystko co mieli na scenie, kostki od gitary, wodę, pałeczki od perkusji, a wokalista jak już nie miał co dać, to oddał swoją koszulkę! Tak zdobywa się fanów i ich zaufanie. Dobry kontakt z publicznością to podstawa. Myślę że Five Finger Death Punch jeszcze nie raz odwiedzi nasz kraj. Widać że kochają tu być i mają grono wiernych słuchaczy.
Gwiazda wieczoru nie kazała na siebie długo czekać. W strugach deszczu wyszli zaraz po Intro. Trzeba na wstępnie zaznaczyć że setlista została zupełnie zmieniona i nie pokrywała się z piątkowym koncertem. Energiczne Whiplash rozpoczęło jakże udany muzyczny wieczór. Okrągła scena miesząca się na środku stadionu dawała muzyką możliwość większego kontaktu z fanami za to publiczność również mogła lepiej widzieć jak i słyszeć cały koncert. Wspaniała idea tak umieszczonej i oświetlonej sceny sprawiła niepowtarzalny klimat szczególnie przy takich utworach jak Until It Sleeps, które zwolniło tempo koncertu. W moim odczuciu dobór piosenek na niedzielny koncert był bardziej stonowany, więcej można było usłyszeć solówek gitarowych Kirka Hammetta jak i największym zaskoczeniem było dla mnie No Leaf Clover. Cudowny utwór, który był grany symfonicznie, na Narodowym zabrzmiał wręcz idealnie.
Pięknym gestem był ukłon w stronę Polskiej muzyki i zaśpiewanie jak i zagranie "Kocham cię, kochanie moje" zespołu Maanam. Gitarzysta Kirk i basista Rob dali popis swoich możliwości. Łamana polszczyzna, ale jakże zaśpiewana. Prawdziwie i od serca. Oczywiście publiczność nagrodziła występ gromkimi brawami i owacjami na stojąco. Myślę że ta chwilę zostanie zapamiętana i nie raz wspominana w różnych relacjach z tego koncertu.
Zakończeniem jakże pięknego muzycznego wieczoru było zagranie legendarnego One oraz Enter Sandman, zaśpiewane przez fanów tak że aż gardło zdzierało. Las rąk i wiecznie żywa reakcja publiczności towarzyszyła zespołowi przez cały koncert. Szaleństwo tłumu było widoczne w licznych interwencjach służby medycznej. Jak widać koncert legendy był ciepło przyjęty po raz kolejny na PGE Narodowym.
Podsumowując zespół Metallica to giganci i klasa sama w sobie mimo upływającego czasu potrafią zachować swój własny styl i po prostu być sobą. Pewnie dlatego ich fani są tak bardzo oddani grupie do tego dochodzą kolejne pokolenia wielbicieli, bo trzeba zaznaczyć że na koncert przybyły całe rodzinny i to był piękny widok że mocniejsze brzmienie potrafi jednoczyć pokolenia.
Niepowtarzalny głos James Hetfield, nie tracący na jakości mimo upływającego czasu! Ekspresyjne perkusyjne granie Larsa Ulricha, które pozazdrości nie jeden młodziak. Gitarowe riffy grane przez zawsze pomalowane paznokcie Kirka Hammetta do tego charakterystyczny bass Roberto Trujillo, taka jest właśnie Metallica jaką znamy i kochamy!
Organizacyjnie agencja koncertowa Live Nation Polska wywiązała się wzorowo ze swoich obowiązków. Płynny przepływ tłumu przez bramki wejściowe nie powodowały większych utrudnień do tego dobrze oznaczone sektory. Ochrona była miła i pomocna. Po koncercie tłum został bezbłędnie pokierowany do wyjścia, dzięki temu ponad 80 tysięcy fanów mogło sprawnie opuścić Stadion Narodowy. Oby więcej tak dobrze zorganizowanych koncertów.