Koncert Kings of Leon w TAURON Arenie Kraków był prawdziwym świętem rockowej muzyki.
Fani bawili się doskonale, panowała atmosfera pełna radości i nieustającej energii. Zespół po raz kolejny udowodnił, że jest jednym z najlepszych live actów na świecie, a jego utwory łączą pokolenia i wywołują niezapomniane emocje.
Amerykańska grupa odnosząca sukcesy głównie w Europie przypomniała o sobie w tym roku wydając dobrze przyjętą płytę „Can We Please Have Fun”. Promując ją na obecnej trasie koncertowej, zespół nie zapomniał jednak o swoich największych przebojach. Zanim zabrzmiały kultowe „Sex on Fire”, „Use Somebody” czy “Waste a Moment", można było się rozsmakować w rockowych solówkach innych utworów, m.in. „The Bucket”, „Pyro” czy „Closer”.
Aż trudno dzisiaj uwierzyć, że we wczesnych latach życia bracia Followill – wychowani w duchu kościoła zielonoświątkowego - nie mogli słuchać świeckich piosenek, poza muzyką gospel. Otrzymali surowe i konserwatywne wychowanie, choć w miarę dorastania zaczęli poszukiwać innych brzmień. Nie należeli jednak do najgrzeczniejszych. Potrafili spać z radiem pod poduszką i słuchać Rolling Stones. Paradoksalnie to jednak kościół dał im muzyczne podstawy, które odpowiednio oszlifowane, przyczyniły się później do powstania rockowych hitów, które teraz śpiewa cały świat, a kochają fani od Ameryki przez Europę po Australię. Paradoksalnie to rozwód rodziców otworzył chłopakom drzwi do zewnętrznego świata. Ten nowy początek pokazał im, co kryje się pod hasłem "rock and roll".
Dzisiaj Kings of Leon to synonim dobrego grania i świetnych muzycznie utworów. Na ostatnim krążku zespół nawiązuje do swoich surowych korzeni, jednocześnie odnajdując nowe inspiracje. I to najwyraźniej fanom rozsmakowanym w muzyce bardzo pasuje. Wielu przybyło do TAURON Areny Kraków wcale nie dla mainstreamowych przebojów, ale właśnie dla najnowszego krążka i takich utworów jak „Mustang”, „Ballerina Radio” czy „Nothing to do”.
Koncert w Krakowie pokazał, że zespół ciągle utrzymuje się na topie, choć wizerunek muzyków bardzo złagodniał. Calleb niemal przez cały koncert występował w beżowej marynarce. Muzyka jednak obroniła się sama.
- Świetne nagłośnienie i dwie godziny wspaniałej muzyki. Obserwuję Kings of Leon od wielu lat: pierwszy raz na ich koncercie byłem 21 lat temu, w Nowym Jorku, gdzie supportowali The Strokes w Medison Square Garden. Panowie z tych długowłosych hipisów stali się krótkowłosymi, ale wciąż hipisami, świetnymi muzycznie. Tutaj był przekrój przez wszystkie płyty, usłyszałem również fragment mojego ulubionego pierwszego albumu. No i mówili coś na koncercie, a z tego, co wiem, nie za często im się to zdarza. Myślę, że oni sami dobrze się dzisiaj bawili i te kilkanaście tysięcy ludzi także bawiło się cudownie. To był wspaniały wieczór w Krakowie – powiedział Leszek Gnoiński, dziennikarz muzyczny i autor książek o tematyce muzycznej.
Przed Kings of Leon atmosferę rozgrzał zespół Dziwna Wiosna. I tu zaskoczenie: wielu fanów Kingsów dobrze znało zespół i pamiętało występ na Tarczyńskim Arenie Wrocław. Muzycy Dziwnej Wiosny to na wskroś rockowe dusze, jak najbardziej zasługujący na miano rozgrzewających przed głównymi bohaterami wieczoru.
- Kings of Leon to kawałek historii rocka, którą zespół w skrócie przedstawił na koncercie. Usłyszeliśmy dzisiaj dobrze znane wszystkim przeboje i te nowsze, z ostatniej, moim zdaniem rewelacyjnej płyty. Gitarowe solówki i charyzmatyczny głos Caleba Followilla przypomniał, że Kingsi są zespołem z top czołówki światowej, co potwierdziły także entuzjastyczne reakcje fanów. Bardzo się cieszę, że grupa przyjęła zaproszenie Prestige MJM i już drugi raz wystąpiła w Polsce, tym razem w TAURON Arenie Kraków. Wydaje mi się, że ten koncert był lepszy niż ten, który zorganizowaliśmy przed dwoma laty na Tarczyńskim Arenie Wrocław – powiedział Mateusz Pawlicki z agencji Prestige MJM.