19 lipca 2013 w Atlas Arenie w Łodzi odbył się jedyny w Polsce koncert Leonarda Cohena. Wydarzenie to promowało światową trasę koncertową artysty. Zapraszamy do obejrzenia galerii zdjęć z koncertu.
Koncert zaczął się z 15-minutowym opóźnieniem, ale jak tylko gwiazda wieczoru pojawiła się na scenie, cała publika zawrzała. Pierwszy utwór stanowił mocne wejście, ponieważ Cohen wraz z zespołem zagrał "Dance to me to the end of love", jeden ze swoich sztandarowych kawałków. Powiem szczerze, że jak na 79-letniego pana, prezentuje się naprawdę bardzo dostojnie. Wystąpił w swoim klasycznym ubiorze, czyli idealnie skrojonym garniturze i nieśmiertelnym kapeluszu, który zdjął tylko podczas przedstawiania towarzyszących mu artystów. Na scenie Cohenowi towarzyszył 3-osobowy damski chórek oraz muzycy: gitarzysta, basista, perkusista, klawiszowiec, kontrabasista i skrzypek. Ten ostatni dał popis świetnej gry już od pierwszego utworu. Kolejne hity, które zaprezentowali muzycy to m.in.: "The future" i "Everybody knows", podczas którego do naszych uszu dopływały piękne dźwięki archilaudu w wykonaniu Rascoe Beck'a, z którymi "dyskutował" Cohen. W dalszej części koncertu usłyszeliśmy "The darkness", "Amen", "Come healing" i "Lover".
Po przerwie Cohen zaprezentował również swoje umiejętności gry na gitarze, zaczynając od piosenki "Suzanne", po której dostał ponownie ogromny aplauz. Kolejne znaki rozpoznawcze artysty, to: "Hey, that's no way to say goodbye", charyzmatyczny "I'm your man" czy "The partisan", którą częściowo zaśpiewał w języku francuskim, a przygrywał mu Rascoe na bandurii. Na zakończenie wreszcie doczekaliśmy "Alexandra leaving", którą śpiewała Sharon Robinsos, "Take this waltz" oraz najbardziej znanej piosenki Cohena na świecie, czyli "Hallelujah".
Podsumowując, mogę powiedzieć jedno. Ten człowiek jest jak wino - im starszy, tym lepszy. A jego cudowny, głęboki, mięsisty głos przemawia do każdego, nawet do osoby, która nie jest jego wiernym fanem. Choć przyznam, że obserwując to, co się działo podczas tego koncertu wśród publiczności, takie osoby stanowiły wyjątki.