The Doors Alive, Kraków 19/09/2013

The Doors Alive, Kraków 19/09/2013

Podróż w jesiennej aurze, oczekiwanie na na otwarcie wrót krakowskiego Studia, powolne zbliżanie się do sceny wśród rozmów oczekujących, sączących leniwie piwo.

Nagle przygasają światła, na scenę wchodzą muzycy, w eter idą pierwsze dźwięki. W głowie przemieszcza się pytanie kto zaśpiewa, jak zaśpiewa, jak będzie wyglądał? Kto podejmie się roli Króla Jaszczurów? Na scenie pojawia się wizualna kopia Jima Morrisona, facet w spodniach ze skóry, białej koszuli, z paciorkami na szyi i paskiem do spodni jaki nosił Jim. Myślę sobie, że to trochę przesada, przecież to nie przedstawienie czy konkurs sobowtórów, tu chodzi przecież o muzykę, o wskrzeszenie ducha The Doors, ale kiedy wokalista wydobywa z siebie pierwsze słowa, można powiedzieć że zamieram, staję jak słup soli, przeszywa mnie dreszcz, biorę głębszy oddech i zastawiałam się, co będzie dalej?  Atmosfera gęstnieje z każdą chwilą.

Ludzie coraz głośniej klaskają, krzyczą, piszczą, skaczą, tańczą. Zamykam oczy, a Studio, jakwehikuł czasu z mechanizmem czterech muzyków w sercu sceny, zabiera na koncert The Doors. I Wanna See Some Action Out There!!!!! - krzyczy Jim, a ludzie zaczynają falować, tańczyć jak w transie. Historia zatacza koło. Ze sceny rozchodzi się głos Jima Morrisona. Rozchylając zamknięte oczy, widzę na scenie jego postać, trzyma mikrofon, śpiewa, krzyczy, wygina się, obezwładnia nas. Robimy wszystko co każe, śpiewamy kiedy chce, machamy rękami kiedy chce. Cała sala zniża się do poziomu podłogi, a potem wyskakuje z wrzaskiem do góry, bo tego chce Jim. W połowie koncertu widzimy go w czarnej koszuli, kapeluszu z czaszką i ciemnych okularach. Na scenie materializuje się postać Jima z koncertu w Miami z 1969 roku... People Are Stange zagrane na bis, niemal w całości śpiewa publiczność a The End na zakończenie wprowadza w trans i upewnia, że to jeden z najniezwyklejszych koncertów dla miłośnika muzyki przełomu lat 60-tych i 70-tych, jaki można było przeżyć.

Dla osoby, która zna dyskografię, archiwa koncertowe The Doors, czy wizję Olivera Stone'a, takie wydarzenie, to piękny element w gablotce poświęconej pamięci tego zespołu. Zam ludzi, których marzeniem było znaleźć się na koncercie The Doors. Niemożliwe? A jednak, w mieście pełnym świadectw XXI wieku, można było zaliczyć taki koncert. The Doors Alive???Jak najbardziej!

Komentarze: