W piątek 28 października 2011 po 2-letniej nieobecności do katowickiego MegaClubu zawitała łódzka Coma. Koncert był częścią trasy koncertowej, promującej "Czerwony Album", który zdążył już zdobyć status złotej płyty i jest obecnie najchętniej kupowanym krążkiem w Polsce.
Fani Comy szczelnie wypełnili wnętrze Mega Clubu. Przywitała ich oświetlona na czerwono scena (wszak tytuł nowego albumu zobowiązuje), na której powieszone były podobizny muzyków z promującego album teledysku "Na pół". Ale to nie był koniec niespodzianek tego wieczoru. Kiedy zespół pojawił się wreszcie na scenie muzycy ubrani byli na czarno, a ich twarze wymalowane były czarną farbą, co w połączeniu ze skąpaną w czerwonym świetle sceną było czytelnym nawiązaniem do okładki "Czerwonego Albumu".
Sam koncert podzielony był na dwie części. Podczas pierwszej usłyszeliśmy praktycznie całą nową płytę, która mimo iż różni się w warstwie muzycznej i tekstowej od dotychczasowych dokonań Comy doskonale sprawdziła się podczas koncertu. Fani chóralnie odśpiewali z Piotrem Roguckim niemal wszystkie refreny, a takie piosenki jak "Angela" czy "Woda płynie pod powierzchnią" okazały się prawdziwymi koncertowymi wymiataczami. Jak przyznał sam Rogucki, muzycy bali się jak nowy materiał zostanie przyjęty na koncertach, ale żywiołowa reakcja katowickiej publiczności rozwiała ich obawy.
Po prezentacji "Czerwonego Albumu" muzycy zeszli na chwilę ze sceny zostawiając fanów z wiązanką weselno- biesiadnych utworów, wykonanych przez zaproszonego przez nich na scenę muzyka.
Przyznam, że nigdy bym się nie spodziewała, że podczas koncertu Comy ludzie spiewać będą takie szlagiery jak "Jesteś szalona", ale wielbiciele Comy juz chyba przywykli do specyficznego poczucia humoru i nieprzewidywalności ich idoli. Po 15 minutach muzycy ponownie pojawili się na scenie, by zagrać piosenki ze swoich poprzednich płyt. Usłyszeliśmy więc takie przeboje jak "System", "Cisza i ogień", "Spadam" czy "Skaczemy do góry". Rozgrzana do czerwoności publiczność bawiła się doskonale, a na deser dostaliśmy (nie mogło być inaczej) utwór "Sto tysięcy jednakowych miast", podczas którego tradycyjnie cała publiczność usiadła na ziemi i chóralnie odśpiewała z Roguckim ten, najsłynniejszy chyba utwór łódzkich muzyków. Mimo, że byłam na wielu koncertach Comy, ten moment nadal robi wrażenie, a kiedy kilkaset osób śpiewa: "Nauczyłem się umierać w sobie. Nauczyłem się ukrywać własny strach..." niezmiennie zastanawiam się nad magią tkwiącą w tym utworze i niezwykłą chemią, jaka podczas koncertów tworzy się pomiędzy muzykami Comy, a ich fanami.
Następna okazja do spotkania z Comą na Śląsku już niedługo, bo 8 grudnia muzycy zawitają do zabrzańskiego CK Wiatrak.