Z Piotrem Brzychcym, z zespołu Kruk: o nowej płycie, pasjach, planach na przyszłość rozmawiał Przemek Kokot
To wszystko zależy od punktu widzenia. Jeśli jesteś fanem Kruka, to możesz się spodziewać kontynuacji kruczego lotu nad kukułczym gniazdem, czyli opowieści muzycznej opartej na klasyce i tradycjach muzyki rockowej z różnymi wątkami pobocznymi. Jeśli trafiasz na nią przypadkowo, to nie wykluczone, że odkryjesz coś nowego, coś co wykracza poza klasyczne ramy muzyki rockowej. Co ciekawe, bardzo często trafiają na Kruka osoby, które w ogóle rocka nie słuchają i nagle odnajdują w sobie predyspozycje do tego typu klimatów. Można więc rzec, że czynimy cuda (śmiech). A całkiem serio to jest to naprawdę niesamowita sprawa. Wracając jeszcze do płyty i oczekiwań powiem tak, jest to pewnego rodzaju opowieść o człowieku, który rodzi się i umiera. Zawiera w sobie pewnego rodzaju apel do nas wszystkich, aby ten czas wykorzystać jak najlepiej. Aby nie bać się swoich marzeń, nie bać się swoich uczuć, walczyć o siebie zawsze i wszędzie, i nawet w sytuacji śmierci mieć w sobie radość, że dane nam było zasmakować takiej przygody jak życie. Zatem „be4ore” to porcja przestrzennego rocka z opowieścią o człowieku.
Przy poprzedniej płycie dużo wsparcia w kwestii tekstów dostaliśmy od Marcina Babko. To on podpowiedział mi wtedy, że skoro to 3 płyta zespołu, to zamiast „be free”, jak miała się nazywać poprzednie płyta, dobrze byłoby użyć gry słów „be3”. Rzutem na taśmę zmieniłem ten tytuł, bo bardzo nam się spodobała ta koncepcja. Marcin wtedy rzucił hasło – jeśli tą płytę nazwiesz „be3” to następną będziesz mógł nazwać „before”, co będzie grą słów w stronę „be4”. Wtedy potraktowałem to jako żart, ale jak wrócił temat nowej płyty to stało się jasne, że tak, a nie inaczej nazwiemy swoją czwartą płytę. Słowo „before” nawiązuje także do naszych chęci słowno muzycznych i do okładki. Mówimy wszystkim jasno – wracamy do czasów gdy startowaliśmy z muzyką, gdy kształtowały się nasze gusta, gdy nie było jeszcze Kruka. Chcieliśmy poczuć beztroskę i utożsamić się ze swoimi marzeniami, które teraz się spełniają, a kiedyś wcześniej wypełniały młodzieńcze umysły. Czy się udało, czy nie...to oceni historia.
Tak naprawdę to cały zespół i ludzie z najbliższego otoczenia, czyli rodziny i przyjaciele napisali ten album. Nawet jeśli pomysły wypływały bezpośrednio z mojej głowy i mojego serca to i tak mam pełną świadomość, że byłem jedynie narzędziem w rekach tych wszystkich wspaniałych ludzi. Zresztą ta muzyka opowiada o człowieku, a ta opowieść nie jest wyimaginowaną bajką tylko zbiorem różnorakich prawdziwych emocji. Gdyby nie te emocje, gdyby nie fakt, że współpracuję z naprawdę fantastycznymi ludźmi to moje pomysły byłyby bez znaczenia, podobnie jak ja sam jeśli chodzi o to pole działań muzycznych. Każdy z nas napiętnował ten album swoim charakterem. Samą muzykę z całą pewnością kreowały w naszych głowach także wydarzenia ostatniego roku. Mnóstwo pozytywnych wydarzeń, które sprawiły, że nagraliśmy taki, a nie inny album. Jeśli chodzi o teksty, to jak w zasadzie od początku, wspierała nas moja żona Ewa, która realizowała swoje pomysły, ale także intensywnie wsłuchiwała się w nas, nasze chęci i wizje, aby później przelać to na papier w języku poetyckim.
Zdecydowanie tak, a wszystko za sprawą doświadczenia jakie zdobyliśmy i poziomu na który udało nam się wzlecieć. Pięknie jest tworzyć nowy materiał ze świadomością, że jest on oczekiwany przez wielu ludzi. Komfortowo jest chwycić wenę i pisać utwory z myślą - teraz nasi fani nie pozwolą nam już spaść w nicość. Dziś te moje spostrzeżenia, ten spokój, który daje mi ta świadomość potwierdza się bezwzględnie. Wczoraj odbyła się impreza związana z oficjalną premierą naszego krążka i przybyło na tą imprezę naprawdę sporo osób… I najcudowniejsze było to, że ta płyta, ta muzyka ich porwała. Każdy wspominał o tej właśnie dojrzałości, o zarażaniu spokojem, o tym, że nie ścigamy się i że dajemy tą muzyką radość. Tak naprawdę y mogę odpowiedzieć na to Twoje pytanie tylko w oparciu o obserwacje tych ludzi, którzy z płyta mieli styczność. Opierając się tylko i wyłącznie o ich opinie. Dlatego jestem przekonany, że znów nam się udało, że możemy spać spokojnie, ze świadomością, że dbamy o kult rocka jednocześnie dając ludziom i sobie przyjemność.
Masz całkowitą rację. Nie minął rok od wydania poprzedniej płyty, a my już mieliśmy gotowy materiał. Wszystko działo się niezwykle szybko i spontanicznie. To nie był nasz plan, to los miał wobec nas plan (śmiech). Teraz gdy patrzę na to z boku zastanawiam się jak to możliwe, że mamy tyle szczęścia. Jest mnóstwo znakomitych zespołów, które mają ogromne problemy z wydawaniem płyt, które mają problemy nawet z nagraniem materiału, a my dostajemy takie dary od losu. To naprawdę niesamowite. Wchodzisz do sklepów muzycznych i ta płyta jest wszędzie, jest zdecydowanie większe zapotrzebowanie na nią niż na płytę poprzednią co świadczy o tym, że naprawdę jesteśmy znów dalej jeśli chodzi o poziom. Czy można wymarzyć sobie lepszy scenariusz grając tak zwanego rocka, który wywodzi się z niszy? Dlatego nie czekamy, gramy, chcemy walczyć i nie marnować nawet chwili. Oczywiście ilość problemów jakie napotkałem na tek krętej drodze, zwłaszcza w ostatnich miesiącach sprawiła, że momentami zaczynałem myśleć, że czas już kończyć. Wciąż mam takie myśli w głowie, wciąż mam różne wzloty i upadki wewnętrzne, na szczęście mam też bardzo optymistyczną naturę, która potrafi leczyć mnie z całego zła. Jeśli do tego dodam tak pozytywne opinie na temat albumu i pochlebne recenzje to zaczynam czuć nowe chęci.
Wbrew pozorom nie. Do składu od razu przypasowały nam dwie osoby – Andrzej Kwiatkowski i Roman Kańtoch. To z nimi zagraliśmy wszystkie ostatnie koncerty. Gdyby była możliwość chciałbym żeby zostali w zespole razem gdyż są absolutnie różnymi wokalistami. Podziwiam ich w równym stopniu. O tym, że Roman został w zespole i jest naszą częścią zdecydowało wiele czynników myślę jednak, że ten najważniejszy to fakt, że sam zdecydował się na to aby być członkiem kruczej rodziny. Oddał tej rodzinie serce i tu nie ma wątpliwości, że takie są podstawy. Jeśli chodzi o jego możliwości wokalne to nie mam wątpliwości, że jest znakomitym wokalistą. Nie mam najmniejszych zastrzeżeń do jego głosu i talentu, absolutnie wszystko mi się podoba dlatego każdy negatywny głos jaki słyszę pod jego adresem ogromnie mnie rani, bo wiem, że za talent i głos na krytykę nie zasługuje.
I co ja mam Ci teraz odpowiedzieć… a Ty chciałbyś być moją partnerką (śmiech)? Masz brodę, więc w obliczu współczesnych trendów wszystko się zgadza (śmiech). A w ogóle to co ma stworzenie okładki do bycia partnerką? (śmiech). Okładka i w zasadzie cała grafika oparta jest na obrazach Ewy. To są jej dzieła, które stworzyła w przeszłości, a które idealnie teraz wpasowały się w nasze wizje albumu. Z tych materiałów wyjściowych nasz przyjaciel Marek Ptyś Jastrzębski stworzył już na komputerze taki a nie inny projekt. Później ten projekt z Ewa wedle własnych sugestii dopieścili, a jak my dostaliśmy wersję kocową to byliśmy w szoku. Nie było wątpliwości, że wydarzyło się coś wyjątkowego, coś co sprawia, że album poza muzyką ma dodatkowy estetyczny wymiar. Jeśli chodzi o drugą część pytanie, to odpowiem prosto – nie jest łatwo (śmiech). A na całkiem poważnie to mamy swój drive, dogadujemy się i w każdej sytuacji odwołujemy się do czegoś najważniejszego co nas połączyło i łączy, a mianowicie do miłości. Reszta nie ma znaczenia.
Chcielibyśmy w przyszłości wydawać płyty w obu językach. Rock’n’roll to język angielski, nie ma co do tego wątpliwości. Natomiast język polski otwiera całkiem nowe możliwości. Zauważ, że utwory w języku polskim i angielskim brzmią całkowicie inaczej. Mało tego, często opinie w tym względzie, wśród naszych fanów są tak różne jak noc i dzień, a wywołanie tego typu dyskusji bardzo nas rajcuje. Zabawa słowem ma sens i jeśli będziemy funkcjonować pod szyldem Kruk to z całą pewnością ta tradycja będzie kultywowana. Na koncertach bardzo często spotykamy się z prośbami o to aby zagrać dany utwór w ojczystym języku. Czasem samych nas to zaskakuje.
Bez wątpienia bardzo szybko zleciał ten czas i jak dziś pamiętam pierwszy koncert Kruka w Czeladzi z okazji WOSP’u. Już wtedy miałem wewnętrzne przeczucie, że to nie będzie jednorazowa przygoda. Te minione lata były wypełnione intensywną pracą, różnorakimi metamorfozami i przede wszystkim spełniającymi się na jawie marzeniami. Nic bym nie zmienił jak patrzę wstecz i dotykam wspomnieniami poszczególnych fragmentów naszej historii… No może poza faktem, że chciałbym mieć w składzie wszystkich tych, którzy z różnych przyczyn w Kruku nie przetrwali. Lot Kruka trwa i to daje mi mnóstwo radości. Na rynku ciągle pojawiają się nowe zespoły i zgrozą napawa mnie fakt, że spora część tych zespołów po czasie znika całkowicie.
Dokładnie tak. Kruk coraz częściej pojawia się w mediach, a tym samym dociera do coraz większego grona osób. To sprawia, że mamy ochotę działać na gruncie koncertowym. W tym roku zagraliśmy mnóstwo koncertów i ciągle pojawiają się kolejne zaproszenia. Wspaniałe jest to, że bardzo często ktoś kto przychodzi na nasz koncert do miasta X pojawia się także w sąsiadującym mieście Y. Bez tego typu sytuacji nie miałoby sensu nasze koncertowe funkcjonowanie. Nie wiem co przyniesie przyszłość, ale bardzo chciałbym aby Kruk grał jak najwięcej, bo scena to nasze życie.
Myślę, że następny to już tylko Playgirl (śmiech). W razie czego mogę liczyć na zdjęcia Twojego autorstwa? (śmiech). Oczywiście to ogromne wyróżnienie. Przy poprzedniej płycie byliśmy całym zespołem na okładce. Tym razem redaktor naczelny stwierdził, że powinienem być ja z gitarą. Miałem pewne obiekcje, bo czułem, że powinniśmy być znowu wszyscy. Teraz jednak doskonale wiem o co chodziło. To gitara, która jest symbolem muzyki rockowej stanowi treść tej okładki, to jej ranga jest podkreślona, ranga, która w dzisiejszych czasach ma coraz mniejsze znaczenie. Jestem dumny z tego, że mogłem pojawić się na okładce magazynu, który od wielu wielu lat edukuje mnie muzycznie. A jeszcze bardziej jestem dumny z tego, że Krzysiek, Roma, Darek i Michał powiedzieli mi – należało ci się i mamy z tego radość, że tam jesteś. Jak usłyszałem tego typu opinie od chłopaków to zrozumiałem, że tu tkwi klucz dodatkowy, ale zarazem największy klucz do mojego szczęścia w całej tej sytuacji.
Koncerty u boku Deep Purple były spełnieniem marzeń, które zrodziły się w mojej głowie 31 października 1993 roku, kiedy to z ojcem po raz pierwszy pojechałem na koncert. Był to koncert grupy Deep Purple i to w tym najlepszym składzie, z Blackmorem i Gillanem. To wtedy uwierzyłem w to, że kiedyś będę grał w zespole i może uda mi się zagrać na tej samej scenie co Deep Purple. Zatem koncerty u ich boku to najpiękniejsze momenty w moim życiu. To co wydarzyło się z Carlosem Santaną zaskoczyło mnie do tego stopnia, że nie potrafię do dziś otrząsnąć się i uwierzyć w to, że nie było to tylko sen. Już sam fakt, że dane nam było zagrać przed Carlosem Santaną był dla nas niebywałym zaszczytem. Jednak to, że Santana przyszedł na nasz koncert, tak pozytywnie się o nim wyraził i wychwalił moją grę na gitarze…to był totalny kosmos. Zatem chyba wiesz jak trudno odpowiedzieć na Twoje pytanie (śmiech).
Jest dla mnie życiem, wolnością, tolerancją powietrzem, wodą i ogniem, religią, przyjaźnią, miłością, a także jednym z największych darów jaki mógł spotkać ludzkość. Czasami zastanawiam się skąd się wziął, jak powstał, próbuję szukać w historii ludzkości i historii muzyki i dochodzę do wniosku, że nie ma innej opcji – zesłano nam go z nieba. Uważam także, że każdy myślący człowiek ma go w sobie i wcale nie chodzi tutaj tylko o muzykę, ale także o sposób życia.
Bez naszych ukochanych przyjaciół nie byłoby nic. To oni w nas zaszczepiają chęć do dalszych działań. To oni dodają nam skrzydeł. Mało tego – to oni są częścią naszego zespołu i bez znaczenia jest kto stoi na scenie, a kto pod nią, kto nagrywa płytę, a kto ją kupuje i słucha. Jesteśmy jak jeden wielki organizm, tak to czuję. Nie ma też wątpliwości, że publiczność, która szanuje tradycje jest tą najważniejszą. Nie odpuszcza w trudnych chwilach i jest przy najważniejszych wzlotach. Jest stała i wierna. Wiem, że zawsze mogę liczyć na tych, którzy są na naszych koncertach. Wczorajsze spotkanie z nimi podczas premiery naszej płyty było kwintesencją tego o czym pisze i choć nie wszyscy mogli być to i tak odczuwałem duchowe wsparcie płynące z różnorakich serc. Chylę przed nimi czoła …
Mam nadzieję, że na Teneryfę, tam jest piękne niebo (śmiech). Myślę, że to jak daleko, albo też wysoko wzniesie się Kruk pokaże przyszłość, której z zasady wolę nie przewidywać. Lubię wszystkie te niespodzianki, które przynosi mi los i niech tak pozostanie. Nie jestem tez zachłanny, dużo już dostałem i naprawdę nie oczekuję niewiadomo czego. Oczywiście nie odpuszczam i jeśli dalej będę pracował to wciąż będę poświęcał całego siebie, bo inaczej nie potrafię.
Dzięki za wywiad i podzięki dla Wyspy.fm za bezinteresowne, wieloletnie już propagowanie naszych muzycznych historyjek.