Kiedy w zeszłym roku Richie Sambora, gitarzysta legendarnej grupy Bon Jovi, nieoczekiwanie w samym środku światowej trasy koncertowej zawiesił działalność w zespole, w sercach fanów zrodziło się wiele pytań. Oczywiście, zastanawiano się nad powodami tej niespodziewanej decyzji popularnego „Ryśka” (jak artysta z polskimi korzeniami jest określany przez fanów z naszego kraju) – swoją drogą, właściwie nie do końca wyjaśnionymi do dzisiaj.
Obawy fanów wzbudzała jednak także przyszłość – co dalej z Bon Jovi, a także z samym Samborą? O ile odpowiedź na pierwsze z tych pytań dał Jon Bon Jovi wraz z pozostałymi członkami grupy niemal od razu – kontynuując świetne tournee, na trasie którego znalazła się także Polska – o tyle na rozwianie drugiej z tych wątpliwości przyszło czekać aż do wiosny bieżącego roku. Wtedy też Sambora, u boku którego pojawiła się znana ze współpracy m.in. z Michaelem Jacksonem i Alice’m Cooperem gitarzystka Orianthi, udał się do Australii, gdzie dał kilka występów w ramach festwalu Soundwave oraz dwa koncerty klubowe. Prawdziwym powrotem miało jednak okazać się zapowiedziana na czerwiec krótka trasa po Europie.
Solowa trasa Sambory miała zupełnie inny charakter niż to, co znamy z występów zespołu, któremu zawdzięcza on swą sławę. Przede wszystkim, była ona dużo krótsza – składała się bowiem zaledwie z 12 występów w 5 krajach (5 w Wielkiej Brytanii, 4 w Niemczech oraz pojedyncze we Francji, Holandii i Irlandii). Ponadto, nie licząc dwóch występów na brytyjskich festiwalach, w trakcie których Richie stanowił w zasadzie rozgrzewkę przed występami Aerosmith, próżno było szukać Sambory na stadionach czy w wielkich halach. Richie jako artysta solowy jest kompletnym przeciwieństwem zespołu Bon Jovi, co wynika z różnic w charakterach jego i Jona. Podczas gdy Jon uwielbia dawać epickie show dla dziesiątek tysięcy ludzi – Richie preferuje występy w miejscach mieszczących nawet zaledwie po kilkaset osób. Dzięki temu zachowuje bliskość z publicznością, jego koncerty są bardziej osobiste – można wręcz powiedzieć, że intymne.
W trakcie całej trasy próżno było szukać także kolejnego znanego z koncertów Bon Jovi elementu, jakim jest dopracowanie koncertu w najdrobniejszych szczegółach. Nie chodzi oczywiście o to, że Richie i jego zespół wychodzili na scenę kompletnie nieprzygotowani – raczej o dużą spontaniczność. Sambora i Orianthi za każdym razem improwizowali nowe solówki gitarowe, odchodzili często od przygotowanej na dany koncert setlisty – na prośbę fanów grając choćby piosenkę „Stick To Your Guns” z repertuaru Bon Jovi (w holenderskim Tilburgu) czy „Rosie” z pierwszej solowej płyty Richiego, „Stranger In This Town” (w Stuttgarcie i Berlinie).
Trzonem setlisty każdego koncertu były oczywiście solowe piosenki Richiego – na czele z utworami z jego ostatniej płyty, „Aftermath Of The Lowdown”, w tym najbardziej znanym „Every Road Leads Home To You”. Nie zabrakło oczywiście przebojów Bon Jovi – w tym „Wanted Dead Or Alive”, „I’ll Be There For You” oraz granych w nowych aranżacjach „Livin’ On A Prayer” (z dwugłosem Richiego i Orianthi) i „These Days” (z ciekawym intro w stylu reggae). Swój własny moment miała także Orianthi, która na każdym koncercie śpiewała utwór „You Don’t Wanna Know” ze swej ostatniej płyty. Ponadto, pojawiały się liczne covery – choćby otwierająca każdy występ piosenka „A Song For You” z repertuary Leona Russella. Całość okraszona była solidną dawką prawdziwej rockowej magii – obok gitarowych improwizacji Richiego i Orianthi, największe wrażenie robiła gra na perkusji Victora Indrizzo – znanego choćby ze współpracy z Paulem Stanleyem z KISS.
W pamięci fanów zapisał się także moment z koncertu… Aerosmith w trakcie Calling Festival, gdy niespodziewanie, w trakcie wykonywania utworu „Livin’ On The Edge”, Steven Tyler podbiegł do obserwującego występ z boku sceny Richiego. Panowie dośpiewali razem piosenkę do końca, po czym podsumowali wspólny śpiew… nie do końca braterskim pocałunkiem. Można rzec, że duch rock’n’rolla z lat siedemdziesiątych w sercach obu panów jest wciąż żywy…
W trakcie kończącego tę krótką trasę koncertu w Glasgow Richie obiecał, że wkrótce powróci do Europy. Wraz z Orianthi nagrywa obecnie nową płytę, którą obydwoje opisują jako potężną dawkę gitarowego grania. Płyta ma wyjść w przeciągu kilku miesięcy, a następnie ruszyć ma trasa promocyjna. Czy tym razem zahaczą i o Polskę? Na zakończonej właśnie trasie pojawiło się wielu Polaków – w tym i niżej podpisany, który z Richiem miał okazję zamienić kilka słów w naszym języku. Richie podkreślał przywiązanie do kraju swoich dziadków i wspominał polskie jedzenie – łamaną polszczyzną żartując z autorem niniejszego tekstu, że na następny koncert prosi o… kiełbasę i pierogi. W Berlinie z kolei pojawiło się wielu polskich fanów, którzy przygotowali dla Sambory flagę naszego kraju z napisem „Polish brother made in America – we’ll always walk beside you!”. Miejmy nadzieję, że Richie weźmie sobie do serca te słowa i następnym razem, planując trasę, odwiedzi także ojczyznę przodków…