Jeśli ktoś powie, że Sabaton to przedstawiciel gatunku "kinder metal", nie radzę w to wierzyć. 22 stycznia na koncert szwedzkich gigantów przyjechało ponad dwa tysiące fanów w wieku zdecydowanie niedziecięcym.
Zanim jednak Sabaton wyszedł na scenę, zjawił się na niej nasz rodzimy Frontside. Mimo bardzo ograniczonego czasu, sosnowiczanie zaprezentowali przekrojową setlistę - od utworów z pierwszej płyty aż po najnowsze dokonania. Jako drugi wystąpił fiński Battle Beast. Zespół przedstawił naprawdę ciekawą i dobrą muzykę.
Przed gwiazdą wieczoru zaprezentował się Delain - duńska kapela wykonująca metal symfoniczny, założona przez byłego klawiszowca Within Temptation. Zespół wystąpił w nieco zmienionym składzie - na gitarze, zamiast Timo Somersa, zagrała Merel Bechtold. Wszystkie supporty pokazały dobry i równy poziom muzyczny, dzięki czemu publiczność była dobrze rozgrzana przed występem Sabatonu.
Z wybiciem godziny 21:00 z głośników popłynął utwór "The Final Countdown" będący ostateczną zapowiedzią „wskoczenia” Szwedów na scenę. Hala pękała w szwach, a publika szalała, gdy na początek tradycyjnie wybrzmiał "Ghost Division". Później zespół zagrał "To Hell And Back" - utwór z najnowszego krążka.
W trakcie koncertu Joakim kilkukrotnie zdawał się na fanów w kwestii setlisty. To miłośnicy Szwedów wybrali (za pomocą głosowania decybelami), że "Gott Mit Uns" zabrzmiał w wersji szwedzkiej oraz że Kraków woli usłyszeć "The Carolean's Prayer" niż "A Lifetime of War". Lecz i to publice nie wystarczyło. "W kupie siła", dlatego też cała hala zaintonowała "Swedish Pagans", którego w oryginalnej setliście podobno nie było. Joakim, wokalista Sabatonu stwierdził, że nie chce przeciwstawiać się fanom i usłyszeliśmy także ten utwór.
Najbardziej znane "Polskie" utwory Sabatonu, czyli "Uprising" i "40:1" zostały zagrane pod koniec koncertu. Ukłonem w stronę publiki było światło, jakie ustawiono na czas ich trwania - zdecydowanie przeważały barwy białe i czerwone. Joakim wielokrotnie powtarzał, że podziwia Polaków za zainteresowanie historią swojego kraju oraz szacunek, jakim darzy się żołnierzy poległych w jego obronie.
Szkoda tylko, że nagłośnienie koncertu w Hali Wisły było jak zawsze tragiczne. Ledwo słyszalny wokal, ściśnięte gitary, zdecydowanie zbyt wybijająca się i za głośna perkusja stały się jedynymi moim zdaniem mankamentami czwartkowego koncertu.