Sabaton: "W żadnym kraju ludzie tak bardzo nie dbają o historię, jak tutaj"

Sabaton: "W żadnym kraju ludzie tak bardzo nie dbają o historię, jak tutaj"

W historii nie było chyba drugiego zagranicznego zespołu, który tak ukochałby sobie Polskę, jak Sabaton. Szwedzi z Falun od kilku lat regularnie koncertują w naszym kraju, przy okazji każdej swej trasy dając tu kilka koncertów.

Tym razem, przy okazji kolejnej części tournée promującego ich najnowszy album, „Heroes”, pojawili się w czterech miastach – Poznaniu, Krakowie, Warszawie i Wrocławiu. Mimo tego, że tak często można ich zobaczyć, za każdym razem przyciągają na swe koncerty prawdziwe tłumy fanów.

Nie inaczej było 23 stycznia, gdy zespół odwiedził stołeczny Torwar. Mimo faktu, że tego samego dnia w Warszawie można było zobaczyć także inną legendę metalu – holenderską grupę Epica – na koncert Sabatonu fani stawili się licznie. Już od wczesnych godzin popołudniowych, mimo niesprzyjającej aury, pod halą przy ulicy Łazienkowskiej ustawiały się kolejki w rozmiarach nie mniejszych, niż widywane zwykle pod sąsiednim stadionem Legii.

Tuż po otwarciu bram na scenie pojawił się pierwszy support – Frontside. Pochodzący z Sosnowca zespół dał krótki, ale energetyczny występ, który rozgrzał powoli zbierającą się pod sceną publiczność. Wkrótce potem na scenie pojawił się Battle Beast. Fińska kapela, na czele której od 2012 roku stoi charyzmatyczna wokalistka Noora Louhimo, ma w naszym kraju wielu fanów – co było widać po entuzjastycznych reakcjach publiczności. Zespół zaprezentował swe największe przeboje, na czele z piosenką „Out Of Control” (której cover nagrał także Sabaton na drugiej płycie z ostatniego albumu), a także utwory ze świeżo wydanego longplaya „Unholy Savior”.

Przed występem gwiazdy wieczoru fanów czekał jeszcze jeden support – Delain. Holenderski zespół, założony przez byłego klawiszowca Within Temptation, Martijna Westerholta, wraz z rudowłosą wokalistką Charlotte Wessels, zaprezentował się z niemal godzinnym setem. Wśród 9 zagranych przez nich piosenek nie mogło zabraknąć bodaj ich największego hitu – piosenki „Get The Devil Out Of Me”. Pojawiły się także kawałki z wydanej w zeszłym roku płyty „The Human Contradiction” – „Here Come The Vultures” i „Army Of Dolls”. Przez cały koncert bodaj największą furorę wśród członków zespołu robiła nie wokalistka Charlotte, lecz towarzysząca zespołowi przy okazji tej trasy gitarzystka – Merel Bechtold. Filigranowa dziewczyna o wyglądzie 16-latki (choć w rzyczywistości jest o 7 lat starsza) czarowała nie tylko urodą, ale także doskonałymi umiejętnościami.

Wreszcie, po dłuższej przerwie poświęconej na przygotowanie scenografii, rozległy się dźwięki nieśmiertelnego hitu zespołu Europe – „The Final Countdown”, który tradycyjnie zwiastuje rychły początek występu Sabatonu. Wkrótce zabrzmiał „The March To War” i na scenie zaczęli pojawiać się członkowie zespołu. Najpierw przy perkusji, ustawionej na szczycie wielkiej repliki czołgu, pojawił się Hannes Van Dahl. Wkrótce po obu stronach rzeczonej machiny wojennej, nieopodal gąsienic, pojawili się obaj gitarzyści – Chris Rörland i Thobbe Englund. W końcu, przy gigantycznym aplauzie publiczności, na scenę wkroczyli dwaj najstarsi członkowie kapeli – basista Pär Sundström i wokalista Joakim Brodén.

Od pierwszych akordów „Ghost Division”, mającej już ugruntowaną pozycję pierwszej piosenki w setliście, pozytywna energia biła ze sceny niczym tsunami. Jak zwykle, zespół od razu złapał świetny kontakt z publicznością. Kolejne utwory, „To Hell And Back” i „Carolux Rex” tylko podgrzały atmosferę. Sabaton sunął przez występ niczym czołg, który stał na scenie – każdą piosenką powodując wybuchy radości swych fanów.

Jak na każdym koncercie Sabatonu, także i teraz nie obyło się bez mnóstwa żartów. Joakim popisywał się swoją „nienaganną” polszczyzną („I already know the most important phrases in Polish: ‘jeszcze jedno piwo’, ‘kurwa’, ‘jeszcze jedna wódka’ and ‘gęsia skórka’”). Później cały zespół żartował z gitarowych umiejętności swego wokalisty, który chciał popisać się przed fanami, grając fragment utworu „Beat It” Michaela Jacksona. Skończyło się przecięciem strun w gitarze Joakima, by już więcej nie grał…

Zespół dał także swym fanom możliwość wyboru niektórych utworów i języka, w jakim będą grane. Trzeba przyznać zresztą, że piosenki z albumu „Carolus Rex” brzmią równie dobrze – albo i lepiej – w wybranej przez fanów szwedzkiej, co angielskiej wersji językowej. „Gott Mit Uns” i „En Livstid I Krig” (czyli „A Lifetime Of War”) wykonane w rodzimym języku Sabatonu, wzbudziły więc słuszny podziw zgromadzonych. Na życzenie fanów zagrany został także kawałek opowiadający o Wikingach – „Swedish Pagans”.

Pierwszą część setlisty zakończył utwór „Uprising” – mający specjalny wymiar dla wszystkich polskich fanów, ale nigdzie indziej nie brzmiący tak podniośle, jak w Warszawie. Opowiadająca o Powstaniu Warszawskim piosenka jak zwykle porwała publiczność, wśród której z pewnością nie brakowało krewnych bohaterów przed siedemdziesięciu laty walczących o wyparcie Hitlerowców z naszej stolicy.

Po krótkiej przerwie, wypełnionej chóralnym nawoływaniem zespołu do powrotu na scenę, rozpoczął się bis. Na początek zagrany został utwór „Resist And Bite”, pochodzący z ostatniego albumu. Potem przyszedł czas na „40:1”, czyli kolejną „polską” piosenkę – od której sukcesu zaczęły się zresztą przyjazdy Sabatonu do naszego kraju. Przy okazji Joakim wyjaśnił, dlaczego zespół tak lubi występować w Polsce – w jego opinii bowiem w "żadnym kraju ludzie tak bardzo nie dbają o historię, jak tutaj." Na koniec wykonane zostały dwa utwory pochodzące z pierwszych płyt Sabatonu – „Primo Victoria” i „Metal Crüe”. Już po nich, dziękując za wspólnie spędzony czas, Joakim stwierdził: „nie mówię ‘żegnam’, mówię ‘do następnego razu’”. Znając Sabaton – ten następny raz zapewne nastąpi nawet szybciej, niż się spodziewamy.

Komentarze: