"Starzy wyjadacze z UFO wciąż mają siłę i chęć by tworzyć muzykę"

"Starzy wyjadacze z UFO wciąż mają siłę i chęć by tworzyć muzykę"

UFO to zespół o statusie niemalże legendarnym. Choć nigdy nie osiągnął takiej popularności, jak inne brytyjskie hardrockowe i heavymetalowe zespoły datujące początek swej działalności jeszcze na przełom lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, jak choćby Led Zeppelin, Judas Priest czy Black Sabbath, to jednak zyskał sobie grono wiernych fanów – ciesząc się również estymą wśród młodszych kolegów po fachu – że wymienimy choćby liderów szwedzkiej kapeli Europe – Joeya Tempesta i Johna Noruma.

Mimo upływu lat, jakie minęły od ich debiutu (1969 r.), starzy wyjadacze z UFO wciąż mają siłę i chęć, by tworzyć muzykę i dzielić się z nią z fanami. W związku z niedawną premierą nowego, 21-ego już w karierze grupy albumu, „A Conspiracy of Stars”, zespół na czele z niezawodnym Philem Moggiem wyruszył pod koniec lutego w trasie po Europie, na której znalazły się tym razem dwa przystanki w Polsce.

W środowy wieczór, czwartego marca, w warszawskiej Stodole fani mieli pierwszą z okazji do spotkania ze swoimi ulubieńcami. W kolejce miłośników rocka, która ustawiła się pod drzwiami klubu w oczekiwaniu na koncert, zauważyć dało się przedstawicieli kilku pokoleń – całkiem sporo wieloletnich fanów UFO przyprowadziło na występ swoje dzieci, a nawet wnuki. Nie pierwszy raz potwierdziło się więc, że muzyka łączy pokolenia.

Zanim jednak na scenie pojawiły się gwiazdy wieczoru, za rozgrzanie publiczności wzięła się polska kapela Thermit. Pochodzący z Poznania zespół coraz śmielej poczyna sobie na naszej scenie metalowej i tego wieczoru w Stodole udowodnił, że ma przed sobą wspaniałą przyszłość. Chłopaki z Wielkopolski zaprezentowali mocnego, energicznego seta, w którym znalazło się miejsce zarówno dla ich własnych kompozycji, jak i paru coverów. Z całą pewnością ich dwujęzyczny występ (piosenki wykonywane były po angielsku i po polsku), pozostawił dobre wrażenie i jeszcze nie raz o nich usłyszymy.

Wreszcie, około 21, rozpoczęła się kosmiczna inwazja na Warszawę – członkowie UFO jeden po drugim objawili się stołecznej publiczności. Zaczęli mocnym uderzeniem – utworami „Mother Mary” i „Lights Out”. Ten ostatni, notabene, doczekał się wielu coverów, na czele z tym zaprezentowanym przez wspomniany wyżej zespół Europe.

Klasą samą dla siebie był wokalista Phil Mogg, którego głos, mimo wieku, wciąż brzmi niepodrabialnie. Oprócz popisów wokalnych, Phil ujął warszawską publiczność rozlicznymi żartami, wśród których nie brakowało elementu silnej autoironii. Pamiętacie film „To właśnie miłość” z genialnym Billem Nighy’m w roli podstarzałego rockmana, Billy’ego Macka? Po tym koncercie nie mam wątpliwości, na kim wzorowana była (zapewne między innymi) ta postać…

Wśród instrumentalistów z pewnością największe wrażenie pozostawił po sobie Vinnie Moore – w roli gitarzysty następca słynnego Michaela Schenkera. Sam Vinnie zresztą też ma się czym pochwalić – przed dołączeniem do UFO był w końcu jednym z gitarzystów Alice’a Coopera, wydał także kilka świetnych solowych albumów. W Warszawie niejednokrotnie popisywał się swymi umiejętnościami. Jego popisy sięgnęły wręcz zenitu, gdy wraz z pozostałymi muzykami – Robem de Luką, Paulem Raymondem i Andym Parkerem – odegrał długi, instrumentalny recital wpleciony w hitowy utwór „Rock Bottom”.

Jeśli można na coś narzekać w kontekście tego koncertu, to może tylko na to, że skończył się trochę zbyt szybko. Obok już wspomnianych utworów można było usłyszeć choćby takie hity, jak „Only You Can Rock Me”, „Burn Your House Down” czy „Doctor Doctor”, jednak nie sposób oprzeć się wrażeniu, że setlista składająca się z 14 utworów mogłaby być jednak nieco wydłużona – choćby tylko o jedną, jedyną wspaniałą piosenkę, jaką jest nieśmiertelna ballada „Love To Love”, a której tym razem zabrakło. Cóż – może przy następnej okazji?

Póki co, jeszcze w piątkowy wieczór w Krakowie (a dzień później całkiem niedaleko, bo w czeskim Zlinie) będzie kolejna okazja, by zobaczyć i usłyszeć UFO. Kto nie był w Warszawie – niech rusza w te pędy do starej stolicy Polski. Co by nie mówić – warto!

Komentarze: