12 marca 2015 krakowski klub Studio wypełniły rzesze fanów heavy metalu, którzy niecierpliwie czekali na występ Zakka Wylde z zespołem Black Label Society.
Nie od razu jednak miłośnicy koncertu mogli liczyć na występ gwiazdy. Aby zagęścić i rozgrzać atmosferę na scenę zaproszono najpierw supporty. Jako pierwszy pojawił się Crobot. Pensylwańczycy zaprezentowali krótką, ale energiczną setlistę. Duch hard rocka udzielił się nie tylko fanom, ale także wszystkim muzykom, którzy całą swoją energię przelewali zarówno w dźwięki, jak i w ekspresję sceniczną. Na scenie zobaczyliśmy m.in. gitarzystę, który prawie żonglował swoim instrumentem, skaczącego ze statywem wokalistę i basistę w dziwnych pozycjach, wyglądających jak próba zrobienia salta na ugiętych nogach.
Następnie na deskach Studia pojawili się Amerykanie z Black Tusk. Wokalista na scenę “wkuśtykał” o kulach. Niestety, zaledwie kilka dni temu złamał nogę, lecz zupełnie nie przeszkodziło mu w daniu dobrego show. Stoner nie leży jednak w kręgu moich zainteresowań, dlatego też ciężko mi się go słuchało.
Po występie Black Tusk scenę przysłonięto kurtyną z logiem BLS. Gdy zgasły światła, z głośników popłynęło “Whole Lotta Sabbath”, czyli miks “Whole Lotta Love” i “War Pigs”. Po chwili zasłona opadła i ujrzeliśmy na scenie rozgrzanego już Zakka wraz z pozostałymi członkami zespołu. Zespół zagrał zarówno starsze hity, jak i utwory z najnowszej, zeszłorocznej płyty. Nie zabrakło również wirtuozerskiego, piętnastominutowego solowego popisu lidera. Oprócz energetycznych, heavy metalowych utworów, do których publika wręcz szalała, muzycy zagrali balladę “Angel Of Mercy”, w rytm której zmęczeni fani mogli się trochę pobujać.
Czwartkowy koncert Black Label Society był ucztą dla ucha i oka. Pan Świetlik nie poskąpił światła, a realizatorzy tak zestroili basy, że niemal łamały żebra.
Ci, którzy nie zdążyli zawitać na Black Label Society, braków już nie nadrobią. Koncert w Krakowie był drugim, a jednocześnie ostatnim w Polsce podczas obecnej trasy koncertowej.