Zarówno Eclipse, jak i Reach nie są zbyt popularnymi w Polsce zespołami. Jeśli do tego dodamy fakt, że ich pierwszy koncert w Polsce miał odbyć się w niewielkim klubie Chmury zlokalizowanym na warszawskiej Pradze, obawy o frekwencję i atmosferę koncertu mogły wydawać się słuszne.
Okazały się jednak one bezpodstawne - choć bowiem rzeczywiście trudno uznać, by klub tego wieczoru pękał w szwach - co wszakże spowodowane było zapewne słabą promocją koncertu - to jednak dzięki temu impreza nabrała świetnej, kameralnej atmosfery. Co ciekawe, wśród wiernej publiki można było znaleźć nawet fanów, którzy za Eclipse do Polski przybyli aż z Norwegii. Również miejsce - niewielka scena w Hydrozagadce (gdzie dosłownie w ostatniej chwili przeniesiono koncert z Chmur) z retro-garażowym wystrojem - nadała całemu eventowi charakteru żywcem niemal wyciętego z lat osiemdziesiątych, w który oba zespoły idealnie wpasowały się swoim melodyjnym hard rockiem.
Na początek zaprezentował się zespół Reach. Co do jednego można być pewnym - ta grupa to prawdziwa bomba scenicznej energii! Zespół istnieje zaledwie od 3 lat (założony został w 2012 roku), a już dorobił się całkiem sporej grupy fanów w całej Europie. I nie należy się temu dziwić - połączenie melodyjności z klasycznym hard rockiem wyszło im rewelacyjnie. Od pierwszych dźwięków aż do ostatniego utworu, widać było, że chłopaki z Reach po prostu doskonale bawią się muzyką - co pokazał zwłaszcza ostatni punkt setlisty - świetny cover utworu „Wake Me Up” Aviciiego.
Po konkretnej rozgrzewce przyszedł czas na gwiazdę wieczoru - Eclipse. Już od samego początku Panowie ze Sztokholmu podbili serca Polaków z pełną wzajemnością. Zaczęli energicznym „I Don't Wanna Say I’m Sorry” z ich ostatniej płyty "Armageddonize" - i rzeczywiście nie muszą przepraszać za to, że robią kawał dobrej muzyki. Później przyszedł czas na "przekrojówkę" z całej dyskografii Eclipse - jako, iż był to pierwszy koncert zespołu w Polsce, chłopaki chcieli wykonać jak najwięcej ze swoich przebojów. Nie mogło więc zabraknąć takich energicznych utworów, jak "Wake Me Up", "Blood Enemies", "The Storm" czy "Bleed And Scream". Zespół wykonał również utwór „One Love” z repertuaru grupy W.E.T - drugiego projektu lidera Eclipse, Erika Mårtenssona. Erik dosłownie czarował swoim głosem przez cały koncert - tu brawa dla Hydrozagadki za bardzo dobre nagłośnienie, dzięki któremu wokal był bardzo dobrze słyszalny. Pozostali muzycy też dostali swoje 5 minut - Magnus Henriksson (gitarzysta) i Magnus Ulfstedt (basista) dali gitarowe popisy swoich umiejętności przed kawałkiem „Blood Enemies”, a następnie solo na bębnach wykonał perkusista zespołu, Robban Bäck. Ten ostatni został zresztą pod koniec koncertu żartobliwie nazwany przez Erika "Królem Polski" ze względu na bardzo żywiołowe przywitanie go przez polską publiczność, wśród której prym wiedli fani zespołu Sabaton (poprzedniego zespołu Robbana), którzy chętnie wspierają nowe projekty byłych członków swej ulubionej kapeli.
Publika nie dała zejść chłopakom tak szybko ze sceny - na bis zagrali „S.O.S” i „Breaking My Heart Again”. Jak na pierwszy koncert w Polsce, panowie z Eclipse wykorzystali swoje 2 godziny na scenie w stu procentach, dając z siebie po prostu wszystko. Już na zakończenie Erik stwierdził, że ma nadzieję, iż wkrótce znów pojawią się w Polsce - bo nie ma drugiej takiej publiczności w Europie jak u nas, która potrafi się tak świetnie bawić! Jak przyznał sam Erik - lepsza kameralna, pełna energii publiczność niż ludzie, którzy przychodzą na koncert od niechcenia, słowem: lepiej mało, ale porządnie. Czekamy więc na powrót Eclipse do Polski z niecierpliwością!