Nasza relacja: Perfect w Stodole

Nasza relacja: Perfect w Stodole

Zespołu Perfect nie trzeba przedstawiać - chyba każdy Polak zna choć jeden ich przebój. Tym razem piątka sympatycznych panów postanowiła swoją sławę wykorzystać w iście szlachetny sposób - organizując wraz z warszawskim klubem Stodoła koncert charytatywny, z którego dochód w całości przekazany został na rzecz Fundacji „Pokonać Ciszę”, która pomaga osobom z zaburzeniami słuchu. Nie ma wątpliwości, iż było to dobre wykorzystanie możliwości, jakie daje popularność.

9 października w Stodole nie liczył się więc jedynie sam koncert - a szczytny cel, dla którego został on zorganizowany. Wśród licznie zgromadzonej pibliczności obecni byli podopieczni Fundacji „Pokonać Ciszę”. Ponieważ rzadko mają okazję do wyjścia poza swój ośrodek, pojawienie się na balkonach Stodoły było dla nich wielkim wydarzeniem.

Koncert otworzył zespół Green Hill z Olsztyna. Nie można ich zamknąć w jednym gatunku - swobodnie lawirują między reggae, jazzem, poezją śpiewaną a akustycznym rockiem. Byli sinusoidą rytmów - od energicznych, jak na przykład numer „Hiperkryzja”, poprzez akustyczne i bardziej bluesowe. Ich potencjał leży w ich otwartości gatunkowej, co docenia publika i dzięki czemu mają szansę na wielką karierę. Występ grupy Green Hill był wszakże jedynie prologiem do większego dzieła - zaraz po nich na scenę wkroczył zespół Perfect.
Nie tak dawno Perfect obchodził swoje 35-lecie - to w sumie sporo czasu, jak na rockmanów. Jednak nie można powiedzieć, że panowie się postarzeli. Grzegorz Markowski jest legendą rocka niczym Lemmy Kilmister z Motörhead - z tą tylko różnicą, że Markowski dalej posiada iści perfekcyjny wokal. Grzegorz za swój idealnie czysty wokal musiał zapewne sprzedać duszę diabłu - to najbardziej prawdopodobny z domysłów. Sam śmiał się z siebie, mówiąc: „dziadek jest głupi” - kierując to do obecnych na sali dzieci, które przeprosił za to, że przeklina - jednak do mentalnego dziadka z pewnością mu jeszcze daleko. W duszy Markowskiego zawsze grał rock’n’roll, co czyni go wiecznie młodym.

Sam koncert był po prostu przeglądem największych przebojów Perfectu - było kołysząco na „Nie płacz Ewka”, było żywo na „Ale wkoło jest wesoło” i  było klasycznie na „Chcemy być sobą” co swego czasu, w nie tak znów dalekiej przeszłości śpiewano jako „Chcemy bić ZOMO”. Były też wzruszające „Odnawiam duszę” i  „Wszystko ma swój czas” - muzyczny testament Perfectu. Instrumentalna wersja „Żyję tak jak chcę” utwierdziła wszystkich w przekonaniu, że nie tylko Markowski jest wiecznie młody i kiedy ze sceny w publikę wylał się dynamiczny rock, było już pewne, że Perfect to nie tylko wokal - to doskonała całość: składająca się z wielu trybów maszyna, która wciąż świetnie działa. Zagrane na bis klasyki - „Niepokonani” i fragment „Jeszcze nie umarłem” - można więc potraktować jako muzyczną deklarację, że ta maszyna zjeżdżać ze sceny jeszcze nie zamierza. Zresztą, jak zapowiedział wcześniej Markowski, zespół pracuje właśnie nad nową, akustyczną płytą (z samymi premierowymi utworami), która ma się ukazać w przyszłym roku. Oj, będzie się działo!
Koncerty Perfectu nabierają rodzinnej atmosfery: starzy fani grupy zabierają już swoje dzieci lub wnuki, aby przybliżyć im muzykę swych młodzieńczych lat. A panom po latach na scenie woda sodowa nie uderzyła do głowy i z chęcią pomagają, nie biorąc za to ani złotówki. Bo ten koncert de facto nie należał do nich - ale do tych wszystkich, którym udało się pomóc dzięki sile dobrego, polskiego rocka.

 

Komentarze: